Syjamka powinna jeszcze dziś być bezpieczna. Biały awaryjnie siedzi w mojej łazience.
Gdy byłam po Białego przy mnie do schroniska przyszła młoda parka z małym kociakiem w rękach. Zaczęłam z nimi rozmawiać, tłumaczyłam i prosiłam, by kociaka tu nie zostawiali. Kociak był chory, jedno oczko miał zupełnie zaklejone, malutki, może miał z 7-8 tygodni, cudny pingwinek

Tłumaczyłam, że w schronisku albo będzie uśpiony, albo dobije go wirus schronowy

Oferowałam pomoc finansową w leczeniu, chciałam odesłać na miau, szukać tymczasu - niestety, kociaka po prostu zostawili, choć zastępca kierownika, który przyjmował kotka też ostrzegł, że jest chory i prawdopodobnie będzie uśpiony

Podobno trzymali go 3 dni i byli nawet u weta, ale nie mają jak go przetrzymać, bo mają psa, a boją się, że kociak ma... świerzba
To jest kolejny dowód, że się do tego już nie nadaję i potrzebuję przerwy, bo wybuchłam strasznie, zaczęłam krzyczeć, wściekła byłam jak diabli. Byłam chyba na tyle obrazowa, że dziewczynę coś ruszyło, rozpłakała się, ale wątpię, by po kotka wróciła

Ciągle mam przed oczami malutki, pingwinkowaty pysio, ufny, drżący z zimna

W schronisku nie ma żadnych, żadnych szans

Biedna drobinka, biedne, kocie dziecko
