On w ogóle to tak się krzywi o lampę błyskową (bo bez lampy to zdjęcia wychodzą jak to pierwsze..). A w ciągu dnia to Jerz nie ma czasu robić zdjęć, dopiero jak ja przyszłam na wieczorne jedzenie to cyknęłam :>
W ogóle Fa(ł)dek to jedyny mi znany kot, który bawi się w chowanego. On autentycznie chowa się w jakimś miejscu i wołanie go nie przynosi efektu. Ostatnio czmychnął nam do pokoju, który zazwyczaj ma drzwi zamknięte (bo go remontujemy), ale sprytny Fadek pchnął je mocniej łapką i wlazł. Nie zauważyłam tego od razu i biegałam po wszystkich piętrach, wołając jego imię. Dopiero jak weszłam do tego pokoju i usłyszałam charakterystyczną ciszę kota, którego-absolutnie-w-ogóle-nie-ma rozejrzałam się dokładniej (cały czas wołając i nic!) i dopiero jak Fadek nabrał pewności, że patrzę na niego i powtórzyłam jego imię, to zamiauczał (coś a la "no dobra, przegrałem, znalazłaś mnie") i wylazł.
I to nie pierwszy raz jest tak, że wołany nie wychodzi, ale jak widzi, że się na niego patrzy i go woła - to czuje się przyparty do muru i wyłazi

Co z drugiej strony jest o tyle cenne, że jeszcze ani razu nie trzeba było go wyciągać np. spod łóżka czy z szafy - bo wystarczy zawołać patrząc na niego.