
Sama, to wiesz, co ja mogę

Zresztą i tak w wielu sytuacjach nie jestem w stanie nic zrobić, tylko grzecznie wysłuchać pretensji, że fundacja a nic nie robi

Np wczoraj - cztery kociaki, opuszczona posesja przy ruchliwej ulicy, prośba o pomoc w złapaniu, proponuję klatkę - nie, nie umie, nie ma kiedy. Faktycznie, znam osobę, nie ma kiedy. Ok, porozmawiam, może kogoś w tym rejonie znajdę i namówię na łapanie. A co z kociakami (podobno 4mce, dzikie) dalej - no myślałam, że pani (tzn ja) zabierze. Tlumaczę , że nie mam gdzie, nie wyrabiam czasowo, że właśnie dotarłam do domu (21.45), odsłuchałam sekretarkę i oddzwaniam. No tak, fundacja, komentarz w podtekście...
Robimy tyle, na ile mamy możliwości, po prostu. Stajemy na uszach, by pomagać w sterylkach - dowieźć łapki, zapewnić finansowanie. Skądś te pieniądze trzeba wytrzasnąć, wyżebrać, zarobić...
Ale nie jesteśmy w stanie po klikunastu godzinach obowiązków zawodowo-rodzinnych nocą gdzieś pędzić na łapankę.....
A z ciekawostek - przerobiłam strych mojej mamy na przechowalnię posterylkową, mama burczy, nie wiem, czy pozwoli na następnego kota

Tam jest dość chłodno, więc na obecne warunki pogodowe nieźle.
Kotka wystraszona, nie skorzystała z kuwetki, wczoraj w czasie przewożenia nasiusiała do transportera, w nocy chyba na poduszkę. Zjadła trochę mokrego, wypiła sporo wody. Uzupełniłam miseczki, wymieniłam poduszkę, chciałam pogłaskać - dostałam pazurkami po ręce..
Dzika, to dobrze.