Właśnie wydałam Niunię ludziom, którzy chcieli Kaję. W piątek postaram się pojechać do niej.
Kaja przed południem zażyczyła sobie wypuszczenia z klatki. Warczy na koty, ale do mnie przychodzi na kolana, choć nie wszędzie i nie zawsze można ją dotykać. Groźna jednak nie jest. To jest Kaja.
Kaja miała nosa wychodząc z klatki gdyż rano zadzwoniła do mnie osoba, która od dawna marudzi mi abym nie brała więcej kotów z zapytaniem czy mogę wziąć na jakiś czas kocią biedę. Jej siostra jest wysoko w ciąży, ma swoje 3 koty a właśnie zgarnęła z ulicy miłego, ale okaleczonego kota. Nie zgodziłam się i wytłumaczyłam, że można zorganizować opiekę nad kotem tak, aby nie narażać ciężarnej. Spotkaliśmy się wszyscy u weta, który wyczyścił paprzącą się ranę po ugryzienie przy ogonie kota. Stwierdził, że oka już nie ma i można jedynie zakraplać, aby się oczodół nie paprał. Zalecił na jutro badanie krwi gdyż kot prawdopodobnie ma żółtaczkę i wygląda FIPowo. W rezultacie kot wylądował u mnie w klatce a ja dostałam pieniądze na jego leczenie i utrzymanie wraz z zapewnieniem, że za półtora miesiąca kot będzie zabrany ode mnie. To jest Jack.
