Dawno nie pisałam a ciągle coś się dzieje. Czarna koteczka od Lidiyi całkiem się już zadomowiła i czekam tylko na przypływ gotówki, aby ją wykastrować. Otrzymała imię Mrówka i nawet na to imię reaguje.
Tina ma rujkę i domaga się wypuszczania do kotów. Od kilku dni często przebywa z resztą kotów. Rodzone maluszki Tiny nadal maja grzybka, ale widać, że szczepionka zadziałała, bo grzybek się nie rozprzestrzenia. W zeszłym tygodniu miały okazję poznać Mikesza. Okazało się, że chłopaki to tchórze. Młody był w takim szoku na widok Mikesza, że zaczął stroszyć się i warczeć nawet na własne rodzeństwo. Buraska z kolei była bardzo zaciekawiona i chodziła krok w krok za Mikeszem . Na czarnulce Mikesz nie zrobił wrażenia. Podczas pierwszego spotkania Mikesz jakby bał się maluchów. Za drugim razem już próbował się z nimi bawić.
No i było by tak sielsko gdyby u czarnulki nie uaktywnił się kaliciwirus. Od poniedziałku czarnulka jest na antybiotyku i na oko choroby wcale po niej nie widać. Ma tylko niewielkie nadżerki na języku i do wczoraj gorączkowała. Apetyt jej dopisuje i bawi się z rodzeństwem. Mam nadzieję, że szybko objawy choroby miną a pozostałe maluszki nabyły jednak odporność z mlekiem Tiny, która najprawdopodobniej jest nosicielką.
Dzisiaj rano zatelefonowała do mnie dyrektorka schroniska z wiadomością, że wczoraj trafiła do schroniska kotka „perska”. Ma 7 lat, na imię Lufka. Została oddana gdyż atakowała dziecko. Kotka prycha na dźwięk głosu ludzkiego. Każde zbliżenie do niej kończy się warczeniem i straszeniem łapami. W schronisku nie mogłam wyjąć jej z kontenerka w którym siedziała wiec zabrałam ją razem z kontenerkiem. W domu od razu wyszła z niego sama. Nie wiem czy jest skołtuniona gdyż nie pozwala się dotykać. Widać, że jest w dużym szoku. Zwiedziła kuchnię i zajęła miejsce na lodówce. Przyjdzie mi głodować, bo nie pozwala się do niej zbliżyć. Mam nadzieję, że w nocy jeszcze pozwiedza i może skubnie trochę jedzenia. Jutro będę się głowiła jak ją zapakować do kontenerka, aby zabrać do weta.
