
Oto księżniczka Bonita:)
Nie wiedziałam, które zdjęcia wybrać, bo ma ich setki:) zdjęcia są opisane datami - widać jak urosła i troszkę się zmieniła.
Jest bardzo skoczna, bo ma długie łapki i ogólnie jest dużym kotołakiem:)
Kiedy ją wzięliśmy, była małym chorym wypłoszkiem. Na początku bała się nowego miejsca. Stopniowo zaczęła się oswajać. I okazała się bardzo towarzyskim kotołakiem. Kiedy ktoś do nas przychodzi (pod warunkiem, że jest to osoba dorosła), najpierw chowa się, a potem przychodzi i robi wszystko, żeby być w centrum zainteresowania, łącznie z zaczepianiem gościa łapkami pod stołem, jeśli nie zwraca na nią uwagi

Kiedy z nami zamieszkała, miała bidulka koci katar. Terapia trwała z przerwami do kwietnia. Zylexis, antybiotyk, znów zylexis, zmiana antybiotyku, codzień betaglukan (vetomune). W "okienku" między kolejnymi gluceniami i kichaniami udało się zrobić sterylkę w marcu. Okazało się, ze Bonuś jest nosicielką herpewirusa odpowiedzialnego za ten nieustanny nieżyt gónych dróg odechowych. Na szczęście ślepka były zdrowe. Raz tylko zaczęły łzawić i po zaaplikowaniu kropel od weta nigdy się to już nie powtórzyło. A ślepka ma cudne, ogromne, zielone.
Bonuś jest kicią niewychodzącą. Mieszkamy w mieszkaniu, wiosną i latem Bonuś ma do dyspozycji balkon, który jest zabezpieczony po całym obwodzie matą (ostatnie zdjęcie), ale ponieważ balkon wyremontowaliśmy dopiero w tym roku i jeszcze nie założyliśmy siatki, przebywała tam wyłącznie pod naszym nadzorem.
Śpi z nami w łóżku, oczywiście w środku, przy głowach. Na początku, bo po pół godzinie przychodzi na swoje specjalne miejsce w zakolu mojego ramienia, w którym zwija się w kłębuszek. Gdy przychodzi, daje znać głośnym gruchaniem. Jeśli moja ręka nie jest odpowiednio ułożona, to główką i łapkami Bonuś mi tą rękę przesuwa tak, żeby było ok. Natomiast latem zdecydowanie wolała podkotnik na parapecie w sypialni, gdzie wsłuchiwała się w odgłosy nocy.
Ma cudne nocne przyzwyczajenia.
Na początku budziła nas w okolicach godz. 5.00 i mrucząc rozdawała nam całuski. Latem wstawała ok. godz. 4.00, obecnie wróciło do normy, czyli 5.30. Trzeba wstać i nakarmić, bo jeśli nie, Bonuś zastępuje budzik poprzez zrzucanie na podłogę z szafek nocnych co cięższych przedmiotów, typu radio czy komórka. I nie, że niechcący. Zrzuci i patrzy na reakcję, a jej wzrok mówi - wstaniesz w końcu czy głucha jesteś i trzeba powtórzyć?
Jeśli o karmienie chodzi, Bonuś i w tym zakresie ma swoje nawyki

Latem miała kilka alternatywnych źródeł wody. Pilnuję, żeby tą wodę piła, mleka jej nie podaję, oprócz małych okrągłych saszetek z Animondy (4 rodzaje - z witaminami, słodem, cynkiem i tauryną). Ale od czasu do czasu daję jej kubek po śmietanie do wylizania.
Jest mega inteligentna. Ostatnio nauczyła się otwierać niedomknięte drzwi zwykłe i zamknięte drzwi przesuwne - łapeczką. Podróżowanie w transporterze na szczęście bardzo jej nie stresuje - niektóre kotki źle to znoszą. Choć samego momentu zapakowania do transportera nie znosi i zawsze zwiewa. Gdyż doskonale rozróżnia, czy wychodzimy gdzieś bez zamiaru zabrania jej ze sobą (do pracy, do sklepu itp.), czy też pakujemy się na wyjazd do moich rodziców, albo do weta. Wystarczy, że widzi torby podróżne, albo że zbyt często kursujemy z mieszkania i do mieszkania (co kojarzy się jej z wynoszeniem bagaży czyli dłuższym wyjazdem) - słychać zaraz tupot małych łapek - ogon znika za wersalką, pod łóżkiem, gdziekolwiek, skąd nie da się kotołaka wyjąć

Mamy z nią bardzo bliską więź. Gdy wracamy z pracy, ona już czeka przy drzwiach. Gdy mój partner, Adrian wraca wcześniej, po powitaniu z nim Bonuś wraca pod drzwi i czeka na mnie. Potem idzie za mną. Najpierw do toaletki, gdzie kładę torbę, rozpakowuję się, itd. I ona na tą toaletkę wskakuje i całujemy się i głaskamy. Kiedyś wróciłam, miałam brudne ręce, nie chciałam jej nimi dotykać. Pocałowałam ją w pyszczek, odwzajemniła, a po chwili "iiimiiiaaauuuu?", bo nie było głasków.
Innym razem wróciłam z zakupami ze sklepu wędliniarskiego. Myślę - aha, dziś mogę zapomnieć o naszym rytuale powitania. Położyłam torbę z zakupami na łóżku i idę ku toaletce. Torba pachnie mnie, a co dopiero kotołakowi. Tymczasem kotołak obszedł torbę obojętnie i wskoczył na toaletkę. Dopiero po powitaniu tańczeniu i gruchaniu poszedł za mną do kuchni i czekał, czy wędlina powędruje do lodówki, czy może troszkę do miseczki.
Rano wskakuje na umywalkę, gdy myję zęby i do brodzika, gdy ja już z niego wyjdę. W całym domu generalnie są ślady małych łapek:)))
Bonusia jest bardzo rozmownym koteczkiem. Grucha w taki specyficzny sposób "mrrr?" z pytajnikiem na końcu i to znaczy "bawmy się!" albo "tu jestem, a ty nie zwracasz uwagi". I trzeba rozpoznać, który to rodzaj "mrrr". Jeśli "mrr" nie zawiera znaku zapytania, oznacza "jestem, bo widzę że mnie szukasz". Takie "mrrr" słychać zawsze wtedy, gdy pytam głośno "gdzie jest kotołak?". Bo ja zawsze o to pytam, gdy nie mam jej w zasięgu wzroku.
Mruczy dwudźwiękowo. Tak normalnie, jak każdy kotełek, i tak na wysokich tonach, gdy się przytulamy.
Ale jest bardzo niezależna. Nie siedzi na kolanach u ludzia, bo to jej się kojarzy niestety z podawaniem leków dopyszczkowo i kropelek do oczków. To ona decyduje, kiedy chce się poprzytulać, kiedy chce być dotykana. Zawsze przychodzi i mości się przy nas. Ale to nie znaczy, że można ją od razu dotykać, głaskać albo brać na ręce.
Jeśli coś jej się nie podoba, warczy i prycha. To znak ostrzegawczy, jak to u kotołaków. Kolejną akcją jest ugryzienie i to takie "z partyzanta". Czyli koteł odwraca główkę, patrzy niby w inną stronę, a za chwilę zryw i chap - zwykle zdarza się to przy zakładaniu szeleczek, a wcześniej było tak przy podawaniu leków.
W sierpniu przez 2 tygodnie pilnowałam domu rodziców, gdy pojechali na urlop. Bonuś pierwszy raz chodził po łące, jadł trawkę, wchodził na niskie drzewka i upajał się słoneczkiem. Oczywiście w pięknych czerwonych szelkach. Których nie znosi i przy noszeniu których warczy oraz gryzie. Ale i tak mam u niej szczególne względy - nikt inny nie może trzymać smyczki, bo ona wtedy wpada w szał


Mam nadzieję, że to wzmocniło jej odporność i zaprocentuje na zimę. Bo od wielu miesiecy już nie kicha i nie gluci.
Ponieważ moi rodzice są w niej zakochani, ojciec zorganizował dwie głębokie kwadratowe szuflady z jakiegoś starego mebla, zrobił z nich skrzynki, wykopali z Adrianem kawał darni i Bonuś ma swój własny kawałek łąki - do września na balkonie (ostatnie zdjęcie), a teraz w domku.
Bonuś początkowo nie lubił innych kotków. Ale teraz i to sie zmieniło - uwielbia bawić się z kotkami moich rodziców. Na dworze nie ma wprawdzie tej pełni wolności co one, chodząc w szelkach. W domu za to rządzi

Dlatego myślę o dokoceniu ...









