Kociara82 pisze:napisze wprost: dotarly do mnie wiadomosci od paru osob, ktore adoptowaly koty na tych wystawach realowskich... niestety osob rozczarowanych. Jeden pan dostal kota bardzo chorego, musial sporo $$ przeznaczyc na jego leczenie, cale szczescie udalo sie kotka wyciagnac z choroby, natomiast nikt tego pana o chorobach kotka nie poinformowal. Pozostale osoby tez nie zostaly poinformowane o podobnych sytuacjach. Malo tego... kiedy jeszcze sama sie na tych wystawach udzielalam, a wlasciwie bylam od przynies podaj pozamiataj bylam osobiscie swiadkiem zatajania SWIADOMEGO i chyba celowego waznych informacji jak stan zdrowia kotkow... Fajnie, ze jest cos takiego, jak ta akcja adopcyjna, ale niefajne jest to, w jaki sposob wszystko sie odbywa i podejscie nieraz do informowania potencjalnego domku o istotnych sprawach. Nikt mi przeciez nie powie, ze zatajenie powaznej choroby kota, czy chocby swierzbu jest blahostka, ze nie jest istotne, czy ktos zostanie poinformowany o tym czy nie...
Pewnie znajda sie zaraz zwolennicy tej wystawy i moga mnie zlinczowac, moga nawet zglosic to do moderacji, jako obraze osobista, natomiast ja wiem o tym od jakiegos czasu i nie zamierzam milczec. Tym postem chce uczulic potencjalne domki na zwracanie uwagi na wszystko, na najmniejszy drobiazg! Bo czy warto odpuscic sobie na starcie a potem pluc sobie w twarz i zylowac sie czujac sie oszukanym?
Szczerze mówiąc jestem Twoją wypowiedzią bardzo zbulwersowana Kociaro82.
Od dłuższego czasu znam Olę, która zajmuje się organizacją tych wystaw i powiem szczerze, że w moim mniemaniu mało jest ludzi tak uczciwych i po prostu… dobrych. Ten wizerunek nie zgadza mi się z tym, co napisałaś o organizacji wystaw. Nie wierzę, że dziewczyny ŚWIADOMIE oddają chore koty, bez żadnych informacji. Zresztą córki były dwa razy na takiej wystawie (proszono je o zrobienie zdjęć) i przysłuchiwały się rozmowom z adoptującymi czy wstępnie zainteresowanymi. I nie potwierdzają tego, o czym piszesz. Nie odniosły też wrażenia, żeby koty były szczególnie zestresowane. Wszystkie koty miały książeczki zdrowia. Z tego co wiem, były koty ze świerzbem np. ale zainteresowani byli informowani i pouczani odnośnie leków.
Wiem, że Ola oddaje całe serce kotom. Ma dług w lecznicy, który spłaca z własnego portfela. Dlatego nie wierzę…
Pewnie zdarzyły się jakieś wpadki/przypadki - ale same wiecie jak to jest. Ja też oddałam Małego Dżo jako zdrowego, a dosłownie po dwóch dniach zachorował na grzybka. Szczęściem trafiłam na wyrozumiałych ludzi.
Przepraszam, ale nie mogłam pozostać obojętna w tej sprawie. Ola pomogła kilkakrotnie mi w sprawie kotów, już nie mówiąc ile zrobiła dla Szeryfka...