Powiedzcie, czy poprzez dłuższa pracę "w kocim biznesie", gdy naoglądamy się dużo tych nieszczęść i dramatów, następuje w nas pewne znieczulenie, stępienie wrażliwości...?
Że łatwiej przychodzi nam podjmowanie decyzji o sterylkach aborcyjnych o usypianiu kotów chorych.
Wczoraj od bliskiej mi osoby (mojej Mamy) usłyszałam dużo przykrych słów, że tak lekką ręką przychodzi mi mordować małe kotki - chodzi o wczorajszą sterylkę aborcyjną. Mama ochłonęła i dziś mnie przeprosiła, powiedziała, że faktycznie w tej sytuacji tak będzie lepiej.
Ale wczoraj padło dużo strasznych słów, było mi naprawdę przykro, przecież z przyjemnością nie wożę ciężarnych kotek na sterylki, ale z poczucia bezsilności, kiedy mam do ogarnięcia stado kilkunastu kotów, część chorych, to pozwolić aby urodziły się kolejne 4 (bo tyle było) kotki jest no wiadomo...
Oczywiście nie chwaliłam się sama Mamie o tym, tylko ona mieszka na tym samym osiedlu i brała udział w wyciąganiu tych kotek od tych pań więc widziała, że kotka była w ciąży i że na drugi dzień pojechała na zabieg.
Ehh, być może tak jest, że jak ktoś nie jest na to przygotowany, to jest szokujące, ale ja jakoś sobie to poukładałam w głowie, że mniejsze zło, i jeśli tylko wet. nie widzi przeciwwskazań to aborcyjne robię.
Choć jest to dla mnie obciążające, bo dla kotki to dużo poważniejszy zabieg niz zwykła sterylka, i zawsze trzęsę się aby wszystko było dobrze z kotką, bo w końcu ja podjęłam taką decyzję i konsekwencje to też moja odpowiedzialność...
Buraska jest u mnie, póki co wszysto ok, czuje się dobrze, to bardzo młodziutka kicia koło 5 mies. , a miała rodzić za 1,5 tyg
Wet mówił, że jest w dobrej kondycji ogólnej, że powinna znieść to dobrze.