Dbry.
Dziś znów rozmawialiśmy rano. Jak będzie większe mieszkanie, będzie kot. Michał musi mieć możliwość pobycia bez kota w razie potrzeby. Szukam intensywnie, bo i tak mieliśmy zamiar się przeprowadzać. Zgodził się też za jakiś czas (jak ochłonie i przyzwyczai się do tej myśli) pójść w odwiedziny do słabozakoconego domu z elfem typu Masza. Weźmie pod uwagę testy na konkretnego kota, chociaż "nie wiem, czy dam sobie wstrzyknąć cokolwiek z kota" - tu się uśmiałam oczywiście i moja wyobraźnia zachowała się okrutnie
Fajnie rozwiązywałam mu rano problemy:
M: Ale kocie jedzenie śmieeerdzi.
Ja: Przecież Tobie dawać nie będę, a poza tym kot wołowinkę też lubi...
M: Kuweeeeeta, bleeee...
Ja: Są kryte, i są automatyczne, nawet nie będziesz wiedział kiedy...
I tak dalej w tym tonie. Już mi lepiej. Przynajmniej wiem, że jest szansa.
Mirka... mrrau... ja tak nieśmiało... czy można... Ciebie... i koty... tego, no... odwiedzić jakoś...?