Dziś łapanka się nie udała. Co gorsza - chory kociak zniknął. Nie wyszedł na jedzenie... I boję się, że już nie wyjdzie

Jeszcze wczoraj był, ale ponieważ nie chciał jeść, nawet nie próbował wejść do klatki-łapki, a nie było mojego TŻa z podbierakiem.
Dziś TŻ był, podbierak też, ale chory kociak się nie pojawił, a drugi, rudo-biały, raz był w klatce, ale jest lekki i nie zamknęła się, karmicielka pchnęła klapkę, ale kociak zdążył zwiać. A potem przegonił nas po terenie przedszkola, właził pod samochody, przeczołgał mnie przez piwnicę... Nie dał się złapać.
Jutro karmicielki mają w środku dnia zastawić na niego klatkę łapkę.
Liczba kociąt się zwiększa. Dziś wyszedł drugi miot. Cztery malutkie kociaki, same rudo-białe i trikolorki. Przepiękne. Z początkami kk. Jedzą samodzielnie. Karmicielki twierdzą, że za małe na łapankę. Ja bym je już zabrała chętnie - ale dokąd?
Mam dostęp do piwnicy, w której urzędują. Zdobyłam wczoraj kluczyk i kontakt do osoby, która mi otwiera drzwi do piwnicznego korytarza. W środku - syf i rozwłóczone kości. Koszmar, nic dziwnego, że lokatorom się to nie podoba... A dozorczyni nie sprząta po prostu, śmieci z całego korytarza podmiata po drzwi tej "kociej" piwnicy (jest na końcu). Chyba specjalnie to robi.
Mini-dzikunki są do wyłapania spokojnie. Dziś miałam jednego w transporterku (wiał przede mną i sam wskoczył), a drugiego głaskałam. Prychają i są "groźne", ale to kwestia nawet godzin, nie dni, żeby się nauczyły, że mizianie jest fajne.
No i kotka po sterylce i leczeniu wróciła na swoje śmieci.