Botwinka pisze:Hej ho
Wczoraj zasypiając obowiązkowo z Sznyckiem między nami naszła nas myśl i ciekawość. W zasadzie nie znamy genezy losów naszego niebieskiego kocieja. Pamiętam, że wyczytaliśmy, że przed Łukowem był w schronie oddany po śmierci właściciela. I właśnie, kim był ten Pan? Pytam tylko z czystej ciekawości o biografie naszego Sznyca, bo naprawdę jest wyjątkowy więc myślimy, że i jego pierwszy opiekun musiał zasiać w nim taką niezwykłą energię
Losy Sznycka były bardzo dramatyczne i wcale nie było takie oczywiste że przeżyje, a zwłaszcza że będzie miał dane takie cudowne "drugie życie"


ale po kolei-
trafił do schronu w Wawie po osobie zmarłej wraz z przyjacielem-Pasztetem (chyba buraskiem). Obaj ważyli po 12 kg w chwili przyjęcia.
Byli razem, stracili ukochanego Dużego ale mieli siebie nawzajem.
Jednak Pasztet bardzo szybko znalazł dom-ktoś zdecydował żeby ich rozdzielić i w ten sposób Sznycek został już w schronie całkiem sam-opuszczony, w obcym miejscu, z rozdartym tragediami serduszkiem..
Przestał jeść-bardzo szybko schudł kilka kg

W razmach wyrywania go za wszelką cenę ze schronu aby zdążyć zanim umrze z głodu, Alareipan dała go do domu bardzo fajnej dziewczynie AnnaW. (przyszłemu domkowi moich Trusi i Fionki

wtedy ,był to pierwszy kot AnnaW., przeprowadzka sprawiła że zamiast wydobrzeć przeziębił się i zaglucił do tego stopnia że żaden lekarz w okolicy Ani nie był w stanie go wyleczyć, zwłaszcza że Ania cały dzień musiała spędzać w pracy a więc nie mogła się kotkiem w tak poważnym stanie należycie zaopiekować.
na szczęście zrozpaczona, zadzwoniła po tygodniu bezskutecznego leczenia do Alareipan, że nie wie co robić, że sobie nie radzi ,ze boi się o kota bo nie je, jest na kroplówkach i w bardzo ciężkim stanie.
Natychmiast obie Anie przywiozły kotka do mnie i jakimś cudem udało nam się zacząć go leczyć-powoli,bardzo powoli, Sznycek zaczął nabierać chęci do życia i dochodzić do siebie..
Był ulubieńcem mojego weta-wet przyjeżdżał do niego codziennie i powtarzał że jak kiedyś będzie miał dom to weżmie Sznycka do siebie..
Sznycek wypiękniał troszke złąpał znowu ciałka..
Zaczęliśmy ogłaszać Sznycka , zgłosił się domek dwóch studentek z mamą, z Łukowa- brzmiał bardzo rozsądnie a więc Marzenia11 wybrała się ten kawał drogi na wizytę pa aby sprawdzić domek.
Pani ratowała wcześniej pieski ze schroniska,sama miała dwa, wydawała się może trochę chłodna, ale bardzo rozsądna. Domek, wprawdzie wychodzący, ale z dobrze zabezpieczonym ogrodzeniem-same osobiście zawiozłyśmy siatkę do uszczelnienia ogrodzenia ( bo Sznycek,jak wiadomo, lotny nie jest

Sznycek miał mieć persicę do towarzystwa.
Pamiętam że 30-go listopada pani zadzwoniła do mnie że "Sznycel notorycznie załatwia się poza kuwete" . Najpierw ściemniała że nie chce go oddać, że chce tylko pomocy.
Pomagała jej więc nasza zoopsycholożka, jednak nawet jeszcze zanim pomoc mogła przynieść jakieś efekty pani przyznała się że go nie lubi i to nawet nie mnie a komuś innemu, a ja słyszałam przez tel.jak była dla niego niemiła-mówiła żeby odszedł jak on się do niej łasił i ocierał o nogi..
Córki-te co miały sie nim niby od początku zajmować, też nagle stały się wyjątkowo "nieuchwytne"..
Natychmiast zrozumiałam że jest tam niekochany-a więc w obstawie mojego TŻ-ta, najszybciej jak mogliśmy pojechaliśmy zabrać Sznycka.
Na miejscu okazało się że Sznycek jest zalękniony, że w kuwecie, postawionej w przelocie w korytarzu i bardzo malutkiej jak dla tak wielkiego kota bo o połowę mniejszej od niego

Zabrałyśmy go jak najszybciej mogłyśmy a ja nawet nie spojrzałam na tę kobietę-nie mogłam zrozumieć jak mogła być tak niemiła i zła dla tak cudownego kota jakim jest Sznycuś..
Sznycuś był tez znowu chudszy,jednak to odchudzenie akurat wyszło mu na zdrowie bo bardzo wyzgrabniał

W drodze bardzo płakał-bo w końcu był tam już ponad dwa miesiące i zżył się z persicą..
Pojechał prosto do mojego weta u którego spokojnie i na szczęście już bez żadnych ekscesów zdrowotnych, przemieszkał znowu ok 2 miesiące aż do znalezienia swojego prawdziwego szczęścia czyli Ciebie, Ryszarda i Twojego TŻ-ta ...
Bardzo pokochałam Sznycelka-to wyjątkowo piękny,mądry i łagodny olbrzym i jestem szczęśliwa że wreszcie ma prawdziwy,kochający Dom i że ma Was !!
z aktualności-jestem chora, więc chwilowo muszę zwolnić bo gardło boli mnie paskudnie..
W sobotę do domku pojechał Dziadu-Mordek


Pani bardzo fajna,wrażliwa, pod jej wpływem podjęłam pewne postanowienia i mam nadzieję że w nich wytrwam

Mordek ma teraz na imię Dziadzia, ma 12 letnią psicę której już w niedzielę rano pił wodę z miski spod pyska, ma też 12-letnię kocicę- buranię- na razie się z nią poznaje

W tygodniu przyjechały do mnie dwie bure piękności-Pusia z działek-zbyt ufna aby mogła tam zostać-niesmiała ale nieprawdopodobny miziak


I tak mam teraz w dt następując tymczasy-praktycznie wszystkie zdrowe, do wydania :
Paluszki, pary:
Tosia-(mco) z Filonem (czarnuszkiem),
Psotka-(srebrna pręgusia) z Rudzikiem,
Shila z Bogdankiem ( para uroczych dorodnych buraniów ) ,
para gejów

Armani , Kocyk -niemożliwie miziaści i piękni

oraz 5 sztuk 5-9 mies. kociaków : Czarnuszek-supermiziak, Uszatek-tchórz, Milek-uciekinier, Pusia-mizianka i Gucio -bengal-miziak.
razem 15 sztuczek
