Nie mogę od TZa wydębić zdjęc bo coraz to jakaś inna przeszkoda nie pozwala:) to jakieś moje nędzne choć pokażę:)



I muszę sobie tu wpisać ku pamięci
7 grudnia przyszedł do piwnicy buras. Nie zupełny dzikus ale próby kontaktu zostały mocno obsyczane. Ma coś z nogą, bo kulał. Jest obcy i musiałam mu pomóc wejść do piwnicy, bo rezydenci nie chcieli go wpuścić. Dziś zobaczyłam że nie ma kawałka stopy lewej tylnej łapki. To co udało mi się zobaczyć to już chyba zagojona rana. Ale zwiał i poszedł na okienko i nie chciałam go bardziej stresować. Póki co je dobrze i wolałabym, żeby został w piwnicy, bo i ciepło i sucho i micha.
Poradźcie czy łapać na siłę czy trochę poczekać?
Takiego przypadku jeszcze nie miałam.
13 grudnia
Pisałam kiedyś, że przyszedł do mnie ranny buras. Przez chwilę nawet myślałam, że to nasz Filipek ale nie. Kocurzy zapach teraz jest jak mi się wydaje dość intensywny, normalnie nie ma takiego smrodku, bo tylko w tej chwili jeden jajeczny zagląda.
Buras jakby nie miał kawałka łapki. Wydawało mi się, ze rana jest zagojona ale dziś miałam wątpliwości wydawało mi się, że coś tam podkrwawia. Kot jest wciśnięty w takie dość niewygodne do podglądania legowisko. Na dodatek marnie tam widać. Syczy za każdym razem jak tam coś robię. Dziś było posikane. Zebrałam to co się dało dałam nowe. Spróbowałam go dotknąć. Obsyczał mocno ale na szczęście nie uciekł. Boje się intensywniej ingerować, bo tam ma jednak spokój, ciepło i wygodę. Ale też koło miski służącej za kuwetę było nasikane albo woda była rozlana. I ten płyn był podbarwiony na różowo. Kot dziś ładnie jadł bo i serca i puszkowe i ryby trochę. Ale teraz leży. Daję mu unidox. Myślę, ze teraz już go zjada, bo tak mu daję, żeby było w sosie na wierzchu, na początku omijał.
Boje się go łapać, bo jeśli to nerki to i tak nic się nie da zrobić z łapą, jeśli w ogóle da się zbadać.
Nie wiem co robić, żeby jak najmniej zaszkodzić:(
Leży na boku a do miski tylko się trochę podniósł. Ale tez udało mi się podsunąć mu michę całkiem blisko.
Po konsultacji z wetem (15.12) zdecydowaliśmy, że lepiej dać mu spokój, bo i tak nic za bardzo zrobić się póki co nie da. Dostaje już na pewno unidox- jeszcze parę dni i tolfedine - dziś ostatnia dawka. Ale tak naprawdę to dopiero teraz trzeci dzień porządnego podania antybiotyku. Okazało się, że poprzednio zjadał to co naokoło a jedzenie z lekiem zostawało. A różne rzeczy próbowałam. Dopiero jak zaczęłam zawijać w pierś z kurczaka to zjadał. Ale to teraz, bo na początku jadł serek a mięsa nie chciał. Dalej jest wciśnięty w kąt i nie chcę go zbyt gwałtownie stamtąd wyciągać. Daje się już dotknąć choć bardzo syczy. Piwniczni rezydenci raczej go omijają i musiałam im poprzestawiać miski z jedzeniem, bo były bliska burasa i jakoś nie chciały tam jeść. Zrobiłam mu mięciutkie legowisko tak, żeby był bliżej to je zasikał, drań jeden.
To sobie jeszcze dopiszę.
Dziś w kurczaku nie zjadł. Popił trochę rosołu. Rozpuściłam tam unidox ale tolfy nie zjadł. Został ten kurczak, może zje jednak.
Chyba jednak trzeba będzie wcześniej pojechać do weta.
Ale co potem?