O pomaganiu nie bedę się wymądrzała, bo nigdy nie byłam w to zaangażowana w taki sposób jak Wy.
Każdemu życie się inaczej plecie...
Alessandra, piszesz, że psiarze kotów nie znoszą?
Dlaczego miało by tak byc? Ja tego nie zauważyłam, a jestem psiarą i obracam się wśród psiarzy. Jest mnóstwo psiarzy, którzy spotkali swojego kota na drodze i stali się psiarzami z kotem. Może pozostali jeszcze nie spotkali...
Ale o sobie. Ja koty lubię, podziwiam, ale mam do nich respekt. Są takie dumne i niezależne.
A psy to lizuski, co tu ukrywac.
Po prostu nigdy kota w domu nie miałam. Psy od trzydziestu lat. Ze schroniska i bez papierów.
Były dwie kotki w moim życiu.
Basia zostawiona po śmierci opiekunów. Dzieci chałupą się podzieliły, ale kotka była niepotrzebna. Jeździłam do niej codziennie 30 km, żeby z samego rana nakarmic.W tygodniu tam pracowałam. W dni wolne i urlop jeździłam do Basi. Przed zimą ją wysterylizowałam i znalazłam jej dom... u mojej siostry. Z lasu na dziesiąte piętro.

Dożyła szczęśliwie swoich dni.
A teraz od trzech miesięcy karmię na swoim osiedlowym podwórku kotkę Maszę, która nam się tu okociła. Pomogły dziewczyny z miau, Fundacja Jokot wysterylizowała, a ja poczułam, że jestem tą osobą, która ma kociej mamie pomóc. Jak długo Pan Bóg da. Masza jest piękną, dumną kotką wolno żyjącą.
Nie wiem, dlaczego kota nie mieliśmy. Może nie mieliśmy w domu kocich tradycji, a psy są łatwiejsze?...
Po co ja to piszę?
To reakcja na słowa Alassandry chyba.
Kochane to wcale nie jest tak. Na szczęście.
Bardzo Was podziwiam.
