Dziś przywiozłam ze schronu po kastracji jednego z czworaczków Maniusia, a raczej zawiozłam Maniusia a odebrałam Manię bo okazało się,że to panienka.

Wypuszczona na działkę była chyba w szoku i pewnie gdzieś ukryta na jakiejś innej działce dochodzi do siebie. Godzinkę po wypuszczeniu byłam z żarełkiem to Maniusi nie było ani śladu.
Przed chwilą miałam świeże wieści o Skrzaciku. Ma teraz na imię Filemon. Jeździ regularnie do weta bo miał świerzb w uszkach i stwierdzono też lambilię ( biegunka od wody z kałuży lub skażonej z wodociągów). Świerzb wyleczony, a na drugą dolegliwośc dostaje zastrzyki, ale już jest wszystko dobrze. Jutro kontrola i potem za tydzień ostatnia. Wizyty u weta znosi bezstresowo.Uwielbia wiklinowy transporterek i lubi w nim spać. Bawi się, ma spory apatycik, daje się łapać na ręce, przytula i lubi też spać ze swoją panią. Głaskany głośno mruczy a czasem usypia. W weekend mam obiecane fotki. I tak z dzikuska wyrasta domowy pieszczoch
