Moja Ronda, Rondelek, po wyjściu z kontenerka i ocenieniu masy kota nazwaną w podziwie Beczką bądź Beczkowozem
Małgosi cyrki wyprawiała w samochodzie, słyszałam przez telefon, w pociągu zaś spokój i medytacja. Taaaaak się wyciągnęła, dupsko wypięła i poszła spać, no po prostu nie widziałam jeszcze tak zestresowanego kota^^ Obwąchiwała tylko czasem wetknięte między kratki moje palce lub 2-letniej Zosi, która jechała w tym samym przedziale. Swoją drogą jakim cudem udało się mi jechać w jednym przedziale z dwoma kotami (jednego wiozłam gratis na tymczas do Krakowa), Anglikiem, jego polską żoną i ich dwójką dzieci w wieku 3 msc i 2 lata i księdzem z karmelitów bosych, bez żadnego konfliktu, ba, wszyscy na koniec powymieniali się kontaktami i wyjątkowo zadowoleni wyszli z pociągu...?
Po przyjściu do domu zaczęła narzekać, wypuściłam ją, dałam wody, sypnęłam suchego. Kotka zasierściła na dzień dobry wszystkie powierzchnie, odkurzyła wszystkie miejsca, gdzie odkurzacz nie dochodzi, napiła się porządnie wody i demonstracyjnie zaczęła domagać się pieszczot i mruczeć jak traktor. Kuwety nie odwiedziła jeszcze.
Skończyła właśnie testować wytrzymałość doniczki z draceną. Teraz mój współlokator leży na podłoże, rozmawia z kotem i obłaskawia go. Tj. Ronda najpierw zademonstrowała wielką miłość do Pawła, potem go porzuciła i burczy na niego. (komentarz Pawła: "ach, te kobiety!")
Moim zdaniem zachowuje się bardzo przyzwoicie jak na kota po tak długiej podróży: napiła się, zwiedza, mruczy, łasi się, ociera o wszystko, zainteresowała się michą itp. Jeszcze niech tylko udzieli audiencji kuwecie i szczęście moje będzie w pełni.
Moim zdaniem Beczkowóz wyjątkowo współgra kolorystycznie z podłogą. Zdaniem Pawła, współlokatora, jest do mnie podobna, ale to chyba wątpliwej jakości komplement

w każdym razie dążę do tego, żeby powiedzieć: dziękuję. Dziękuję wszystkim, którzy przyłożyli łapki do tego, a przede wszystkim Mamrotowi, za wszystko, za transport, wyprawkę full wypas (aż mi wstyd, że tyle dostałam) i za rudego spasionego kota, który chyba wlazł mi już do serca. Mamrociku, zapraszamy Ciebie z całego serca na wizytę po-adopcyjną, połączoną z super-kolacją (dobrze gotuję!) i zwiedzaniem grodu Kraka.
Jutro jak ogarnę, gdzie jest kabelek do aparatu, to cyknę jej zdjęcie i pokażę kota w nowym domciu. Ja padam na nos. Podziwiam, że Mamrot ma siły jeszcze.