
I na filmie:
http://www.youtube.com/watch?v=usGviKUVxQw
Chrypek jest 200% dzikusem. Nakryty podbierakiem miotał się jak pchła na grzebieniu. Jeszcze tak dzikiego kota nie spotkałem, no może z wyjątkiem milanowskiego Kilera. Wsadzony do kontenera nie pozwalał zamknąć drzwiczek, napierał na nie i kopał z całych sił.


Zauważyliśmy też dwa inne przypadki nadające się do podleczenia. Pierwszy to kocur Rysiek, który według Pani Wiesi został podrzucony na cmentarz razem z Chrypkiem. Ma jakiś zadawniony uraz (lub pamiątkę po kocim katarze) prawego oka, oko jest wyraźnie przymknięte, i mocno zasłonięte trzecią powieką. Samo oko ma mocno zabliźnioną, nieprzezroczystą rogówkę. Tak to wygląda na zdjęciu:


Może warto dać to do obejrzenia fachowcowi, żeby nie skończyło się rozrostem "dzikiego mięsa" jak u Ślepki, która straciła z tego powodu oko parę miesięcy temu. Później podeślę film, na którym to widać. Kocur jest przy tym nie wykastrowany, więc można by załatwić dwie rzeczy na raz. Na szczęście jest w miarę oswojony i pozwala się głaskać.
Drugi przypadek to czarny, młody kocurek, zdaje się Czarek. Ma mocno przerzedzoną sierść między uchem a okiem. Dużo bardziej niż standardowo. No i potrząsa łebkiem.


Jest trochę strachliwszy od Ryśka, ale też pozwala się pogłaskać. Nie wiem, co mu jest, ale może warto by go potraktować Advocatem? Co myślicie?
No i na koniec ostatnie nieszczęście, czyli kot prawdopodobnie potraktowany sprayem. Nie pamiętam jego imienia, w każdym razie jest bardzo nieufny i nie podchodzi do Pani Wiesi wcale. Tylko takie zdjęcie udało się zrobić:

Pani Bożenka pisał kiedyś, że jakiś inny kot (rudy?) również został potraktowany farbą w sprayu.