Beliowen pisze:i dlatego ja cały czas się zastanawiam, czy - skoro większość z nas jednak ma mocno ograniczony budżet - to ma sens
Z punktu widzenia tego uratowanego - ma ...
A nam jakoś wtedy milej na sercu się robi.
Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Beliowen pisze:i dlatego ja cały czas się zastanawiam, czy - skoro większość z nas jednak ma mocno ograniczony budżet - to ma sens
Avian pisze:Beliowen pisze:i dlatego ja cały czas się zastanawiam, czy - skoro większość z nas jednak ma mocno ograniczony budżet - to ma sens
Z punktu widzenia tego uratowanego - ma ...
A nam jakoś wtedy milej na sercu się robi.
Avian pisze:Beliowen pisze:i dlatego ja cały czas się zastanawiam, czy - skoro większość z nas jednak ma mocno ograniczony budżet - to ma sens
Z punktu widzenia tego uratowanego - ma ...
A nam jakoś wtedy milej na sercu się robi.
Maryla pisze:http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=114371
czy ktos bylby w stanie wprost napisac ze nie ma sensu ratowac tych kotow?
Monostra pisze:Maryla pisze: viewtopic.php?f=1&t=114371
czy ktos bylby w stanie wprost napisac ze nie ma sensu ratowac tych kotow?
Tak, nie ma sensu (za wyjatkiem zdiagnozowania pierwszej).
Podobnie jak nie ma sensu ratowanie na sile kociakow z oczami wyzartymi przez KK, czy z przetraconym kregoslupem po wypadku, sikajacych pod siebie, niechodzacych i bez szans na normalne zycie.
Agn pisze:Monostra pisze:Maryla pisze: viewtopic.php?f=1&t=114371
czy ktos bylby w stanie wprost napisac ze nie ma sensu ratowac tych kotow?
Tak, nie ma sensu (za wyjatkiem zdiagnozowania pierwszej).
Podobnie jak nie ma sensu ratowanie na sile kociakow z oczami wyzartymi przez KK, czy z przetraconym kregoslupem po wypadku, sikajacych pod siebie, niechodzacych i bez szans na normalne zycie.
Spojrzałam na tekst - i spojrzałam na podpis. I nie wytrzymałam.
![]()
I niech ktoś mi powie, ze moja wypowiedź jest tendencyjna.
Beliowen pisze:...i dlatego ja cały czas się zastanawiam, czy - skoro większość z nas jednak ma mocno ograniczony budżet - to ma sens
Beliowen pisze:piszemy o przypadkach, kiedy nie ma uratowanego, bo ratowanie jest nieskuteczne.
MariaD pisze:Z punktu widzenia kota, któremu przedłużono tylko cierpienia - nie.
Ale sumienie wtedy spokojne jest.
Nie są to łatwe wybory ani decyzje. Jednak powinno przeważać dobro kota - czy da radę żyć w miarę normalnie? Bez stresujących go ponad jego wytrzymałość zabiegów (też takie wątki były)?
Pal diabli koszty jeżeli kot będzie funkcjonował normalnie, ale jeżeli zostaje wrak kota, który tylko egzystuje?
Mała1 pisze:
dziewczyny z tej drugiej strony- mam wrażenie ,że w zły sposób się wzięłyście za rozwiązywanie w/g Was problemów zbyt zakoconych domów
podcinacie innym też skrzydła, chciałabym ,żebyscie o tym wiedziały
ryśka pisze:Beliowen pisze:...i dlatego ja cały czas się zastanawiam, czy - skoro większość z nas jednak ma mocno ograniczony budżet - to ma sens
Ma sens. To (wbrew pozorom) nie jest wybór finansowy (poza absolutnymi wyjątkami) czy ratować chorego kota czy wysterylizować innego.
Jedna osoba zajmie się ratowaniem chorego kota, inna sterylizowaniem. No i jedno drugiego nie wyklucza. To, że ktoś zapłaci za leczenie kota nie oznacza, że wydałby te same pieniądze na sterylizacje (i odwrotnie). Bez wątpienia sterylizacja jest najskuteczniejszą i najekonomiczniejszą metodą walki z kocią bezdomnością. Jednak byłoby okrucieństwem odmawianie chorym kotom leczenia, tylko dlatego, że jest drogie (w sytuacji, kiedy środki na to leczenie są lub można je zdobyć).
Osobiście stawiam na sterylizację, bo jest jedyną drogą do trwałej zmiany. Ale potrzebni są i Ci, którzy będą łapać koty na zabiegi i Ci, którzy przyjmą znaleziony podczas łapanki chory miot kociąt. Uważam, że powinniśmy szanować wzajemnie swoją pracę (o ile jest ona z pożytkiem dla kotów) i swoje osobiste wybory - w którym kierunku i w jaki sposób działać.Beliowen pisze:piszemy o przypadkach, kiedy nie ma uratowanego, bo ratowanie jest nieskuteczne.
O tym, czy ratunek będzie skuteczny, czy nie, można się dowiedzieć jedynie podejmując próbę ratowania. Osobiście uważam, że kotom się to po prostu należy od nas.
Nie mam na myśli sytuacji beznadziejnych (przedłużania życia pełnego cierpienia) i tych, gdzie jest pewność, że nie ma szans na ratunek (postawiona diagnoza i pogarszający się stan kota). W przypadku wycieńczonej kotki o której mowa w wątku nie było nawet badań, które byłyby podstawą dla określenia tego, "co dalej" i jakie są opcje. A koty potrafią zaskakiwać.
MariaD pisze:Nie są to łatwe wybory ani decyzje. Jednak powinno przeważać dobro kota - czy da radę żyć w miarę normalnie? Bez stresujących go ponad jego wytrzymałość zabiegów (też takie wątki były)?
Użytkownicy przeglądający ten dział: Jura, puszatek i 60 gości