Dziś przyszły wyniki badań kontrolnych, wszystko u kotka dalej w porządku - nieznaczne odchylenia pani weterynarz tłumaczyła wpływem stresu, w końcu nowy domek i pies, który non stop niucha pod drzwiami pokoi, w których jest Fadek i próbuje lizać po pyszczku

W ogóle wetka zapytała, czemu FIVowca sobie wzięliśmy, czy sobie zdajemy sprawę, że może krócej żyć, czy to taka świadoma decyzja... I pytała, czy nie chcemy powtórzyć testu na FIV, ale Jerz mądrze rzekł, że jak ma, to wiemy o tym, a jak nie ma - to będziemy się nim cieszyć dłużej.
W kuwecie wreszcie kupa (nasza pierwsza, więc już zaczynałam myśleć o czopkach, bo coś było za długo bez tego...), siuśki też zaczęły tam trafiać (po zmianie silikonu na żwirek przyszły tam z dywaników, chociaż docelowo i tak chcemy go przerzucić na silikon), więc kota w ramach gratulacji rozpieściliśmy maksymalnie

Najpierw wpakował się na kolana mnie, wyturlał po nich całkowicie (trzeba go zawsze pilnować, żeby nie zleciał, tak się potrafi w tym zapamiętać), potem poszedł do Jerza, z którym bywa częściej ostatnio, niezdecydowany ostatecznie rozłożył się na cztery nasze nogi, wywalił brzucha... tak tak, to ten kot ze schronu, w którym usłyszeliśmy, że po brzuszku to on niezbyt lubi :>
A wanna to jego plac boju - jak wchodzi do wanny, to zaczaja się na ręce, rzuca, łapie w pazury i gryzie, walczy, szarpie, odskakuje, by zaraz znowu się rzucić... co ciekawe - robi to tylko tam

Zabrany na łóżko najpierw nieufnie wtulił się w sam kącik, ale potem już leżeliśmy przytuleni w trójkę, kot rozciągnięty z brzuchem na wierzchu zaczął przysypiać... jest anielsko, chociaż jednocześnie musimy rozpieszczać zazdrosnego Gutka, więc smakołyki, długie spacery, pieszczoty, gadanie - i wilczurowatej Majce, która z istnienia kota pewnie nie zdaje sobie sprawy też się coś dostaje przy okazji

Dużo pracy nas czeka, zamierzamy kupić taki kaganiec, który pozwala niuchać i lizać, a nie kąsać (taką obręcz) - żebyśmy się nie bali puścić Gutka do Fada i żeby się naniuchał co jego. Bo kot raczej go ignoruje, przynajmniej póki Gutek nie zaczyna być zbyt nachalny - wtedy warczy, nawet syczenie omijając. Więc to chyba takie ostatnie ostrzeżenie przed tymi krwiożerczymi pazurami, a że dobrze znamy ich moc, to boimy się o Gutka
