» Wto maja 26, 2009 0:06
Witaj Izo.
Mam dużo mniej kotów do wykarmienia, a i tak brakuje mi czasu na wiele rzeczy. Ty nie masz dla siebie praktycznie wolnego czasu. Jest to wielkie poświęcenie. A stres z tym związany jest również moim nieodłącznym towarzyszem. Kiedy przychodzi pora karmienia często nogi robią mi się jak z waty, serce wali niemiłosiernie, ból rozsadza klatkę piersiową. A najgorzej jest kiedy muszę odłowić kotkę do sterylki. Idę sama z klatką, która lekka nie jest i oglądam się żeby nikt nie widzial co ja robię. I tak mają mnie za sfiksowaną babę. Pomocy nie mam od nikogo. Mój TZ niestety nie pomaga mi w niczym, a wręcz przeciwnie ma wielkie pretensje o to co robię.
Koleżanka, która ostatnio sama zaofiarowała mi pomoc przy odłowieniu koteczki, wyłączyła telefon. Ponieważ ona dokarmia trzy koty więc co rusz prosi mnie o jakieś wsparcie. Nigdy nie odmówiłam. Czekałam do dwunastej w nocy jak wracała z pracy, bo zadzwoniła, że nie ma pieniędzy, żyje za pożyczone ( a ja to niby mam pewnie kupę kasy za te koty, więc powinnam jej wszystko udostępnić) i nie ma piasku żebym jej dała. Dałam jej ten źwirek, za który do tej pory wiszę kasę u znajomej ze sklepu zoologicznego, a ona wywaliła mi taki numer. A co najciekawsze ja i tak zdecydowałam odłapać kotkę sama, bo bałam się, że jak koteczka zobaczy obcą osobę to mi czmychnie. Chciałam ją o tym powiadomić, a ona się na mnie wypięła. Napisałam jej grzecznie co o tym myślę i od tej pory do mnie się nie odzywa.
Tak to już jest. Ludzie potrafią tylko perfidnie wykorzystywać fakt, że chcesz pomoc kotom i brać ile się da i jak się da.
Ja sama mam momenty zwątpienia i zastanawiam się niejednokrotnie czy nie dać sobie z tym wszystkim spokoju, bo nerwy mnie po prostu zjedzą. Poszłam nawet do psychologa, bo po prostu nie daję juz sobie rady. Przydałby się jakiś urlop od tego wszystkiego, tylko skąd wziąć zastępstwo ?
I dlatego jak nikt rozumiem Twoje rozdraznienie, wahania nastroju, zmęczenie. Zeby Kutno było bliżej Sczecina ?
A sterylki robię i robić będę o ile tylko starczy mi zdrowia. Jest to absolutnie mniejsze zło, niż patrzeć potem jak cierpią maluchy i giną pod kołami samochodów, zamęczone przez potwory mieniące się ludźmi, zagłodzone.
Wciąz mam w pamięci małego Okruszka, który zimową porą błagał o pomoc , a każdy przechodził obojętnie. Maluszek był zagłodzony, miał odmrożone łapeńki i bardzo cierpiał. Nie udało mi się go uratowć. Było za późno, nie miał już szans.
Czemu ludzie gotują tyle cierpienia innym? Zajęci sobą, robieniem kariery, gromadzeniem dobytku, a przecież kiedyś to zostawią i tam nie zabiorą tego z sobą.
"Siedzi ptaszek na drzewie i ludziom się dziwuje, że żaden z nich nie wie gdzie szczęście się znajduje.
Zabiegani i w kłotniach wydzierają coś sobie aż zmęczeni i smutni idą przespać się w grobie"
Pozdrawiam ciepło.
Sabinka