Wiecie co... To jest smutne, że trafiłam na to forum z takim problemem

Ale z drugiej strony przynajmniej fajne miejsce w sieci znalazłam.
Wczoraj przygarnęliśmy kota ze schronu. Kot po stresie związanym z przeprowadzką ma małe rewolucje w brzuszku no i co za tym idzie żwirku zużywa całkiem sporo.
I ja oczywiście, dwa razy pod rząd wrzuciłam żwirek. No i za drugim razem - klops - woda po brzegi muszli a ja w panice. Ja się tak brzydzę!
No ale dobra. Jestem za pełnym równouprawnieniem. Przywdziałam skafander - rękawice za łokcie, na nogach kalosze i ruszyłam do boju.
W duchu przeklinając dzień, w którym zaczęłam czytać etykiety zabrałam się do dzieła (gdyby nie te etykiety wyrzuciłabym żwirek do kosza a nie w klopie spuszczała). Wybrałam nadmiar wody, wlałam wrzątek z kretem. Nic.
Wylałam ledwo letnią wodę z kretem i dalej nic... A czas leci. Luby zaraz wróci i umrze ze śmiechu, szkoda mieć na sumieniu człowieka. Jak na złość jeszcze mój pęcherz też zaczął o sobie przypominać.
Dzwonię do taty - tato, tato ratunku!
Ojciec w śmiech, ale mi mówi żebym kupiła przepychacz... taką spiralę. Widać brzmiałam na nieźle przybitą bo już gotów był do mnie te 1,5h jechać.
I wiecie czym przepchałam w końcu? Plastikową łyżką jednorazową

Jakoś tak nią pogmerałam, że poszło.
Kocur tylko co wychodziłam z łazienki przybiegał i mruczał jakby pocieszająco.
Koty miałam całe życie, ale w domu z dostępem do kompostu. Dziś jednak postanawiam - koniec z etykietami!