Jeny, Neigh, w pierwszej chwili pomyślałam, że rzucasz palenie...
Ja jeżdżę komunikacją miejską, więc nie mam takich skkojarzeń, a w bloku mamy garaż podziemny. Co prawda miejsce kosztowało tyle, że mozna za to kupić samochód, ale jednak warto. Podobno ważne, by nie mieć francuzów, dobrze mieć skandynawskie (chociaż teraz Volvo chyba Chińczycy kupili, więc już be). TŻ nic nie mówił, by nasz Nissan jakies kłopoty z odpalaniem miał, a wczesniej Toyotka też nie, więc japończyki chyba są ok.
Mały kot (no i chcąc - nie chcąc i Kawa trochę) jadł gotowane mięso na stabilizację qoopy, ale po jakichś dwóch - trzech tygodniach jedzenia wyłącznie tego powiedział kategoryczne błłłeee. Ale i tak będę od czasu do czasu tak robiła. Barfowac będziemy, tylko jakoś w końcu się nie zebrałam, by zamówić suplementy i kupić bardzo osty nóż do mięsa, tak że na razie mamy bardzo easy BARF, czyli wołowinkę albo kurczaka z Felini Complete i, jeśli nie zapomnę, to dodaję łyżeczkę oleju z łososia, by było bardziej tłusto. A jeśli akurat nie mam rozmrożonego mięsa, a muszę szybko dać kotom jeść (albo zaczynają się na mięso trochę krzywić), daję im suchego TotW lub puszkę Applaws/saszetkę Animondy VFSelect. Albo zwykłego twarogu.
Ostatnio kupiłam na spróbowanie puszkę zwykłej carrefourowskiej (znaczy pod ich marką) Tuna chunks, czyli kawałki tuńczyka w słonej wodzie, bez innych dodatków ani chemii (przynajmniej jej nie ujawnili na etykiecie), żeby dawać kotom zamiast kocich puszek, ale jeszcze tego nie wypróbowałam. Na pewno taniej wychodzi i jakoś bardziej naturalne pod względem składników. No i żywność dla ludzi chociaż czasem jakiejś kontroli podlega. Niestety, również produkowane w Tajlandii.
Ale może uda mi się znaleźć coś lepszej produkcji bez konserwantów i nie w oleju roślinnym.
Surowej ryby raczej kotom nie daję, nie przypominam sobie przynajmniej. Ale czasem (za rzadko

) wędzoną, z puszki ludzką lub pieczoną bez przypraw.