Czy ktoś pamięta jak pisałam,że oddałam mojej krewnej do adopcji małego czarnego calkiem dzikiego maluszka a z nim przybłędę olbrzyma, który przyszedł na naszą działkę na dziewczynki ale miał pecha bo to był dzien łapanki na sterylki i jako pierwszy wlazł do łapki. Zamiast przyjemności pojechał na ciachanko a po powrocie został na działce ale był postrachem dla wszystkich stałych kotów na mojej działce.
To Mambo teraz


i krótko po adopcji

Baca (kiedyś Znajdek)


To są w domowym zwierzyńcu ( 7 kotów, sunia i królik) największe pieszczochy. Ale Bacuś jest wielkim chuliganem nadal i jak spotka obcego kocura, który przyjdzie do jego pani na jedzonko to goni do upadłego i wraca często pokieraszowany i pokrawawiony, czasem wymaga weta by go pokleił.
No i wieści sprzed chwili: Skrzacik zadomowiony, całe noce biega po mieszkaniu, buszuje, bawi się zabawkami a w dzień leniuchuje i odsypia. Głaskać się daje ale jeszcze z ostrożnoćią i nadal boi brania na ręce. Jego duża rozpacza,że nie mruczy i nigdy tego nie słyszała jeszcze