Już wróciłyśmy od Gastona j reszty spółki. Byłyśmy niestety krótko, ale wolałyśmy wykorzystać szansę i wrócić autem. W pierwszą stronę musiałyśmy iść pieszo, do domu zawiozała nas pani Grażynka - wolontariuszka tyskie schroniska. W przeciwnym razie, gdybyśmy zostały dłużej, wracałybyśmy ponownie pieszo...W deszcz. Ale posiedziałyśmy u kotów z niecałą godzinkę.
Gaston, drugi Gaspar - i z wyglądu i charakterem, i Milka - bura szylkretka, mała przylepka, mieszkają chwilowo w małym pomieszczeniu, w klatkach. Przestronna, ale mała wnęka w ścianie, niebieskawe kafelki, metalowe kratu i dwa koty spragnionione kontaktu. Jedna młoda kotka, drugi mały pingwinek. 'Pokój' zadbany, czysty, przyjazny kotom - ale to nie jest miejsce dla Gastona, który powinien teraz dooswajać się w domowych warunkach. Również Milka raczej niechętnie siedzi w klatce, chce z niej uciekać. Chce być blisko człowieka. Tuż po otworzeniu metalowej kratki chciała wskoczyć na ręce. To miziak nad miziakami, przytulanka i przylepka w jednym. Gaston zpoczątku nieśmiały, trochę się kuli przy pierwszym kontakcie, ale jak tylko poczuje się pewniej włącza swój trakorek. Mruczy nieźle, bardzo głośnie. Futrzaki wydobrzały, mają się dobrze...
Pomieszczenie obok. Metalowy stół, a na stole tym transporterek. W małym kontenerku siedzą koło siebie równie małe koty. Dwa przestraszone, wtulone w siebie buraski prychające i syczące. Pilnie muszą znaleźć dom, bo dziczeją. To młodziutkie, malutkie nieco puchate tygryski, które unikają w kontenerku kontaktu z ręką. Wolą na nią nasyczeć i naprychać.
Ogólnie cała czwórka ma się dobrze, mają apetyt, pięknieją. Milkę czeka jeszcze jakaś operacja, później sterylka i szukanie domu!
Gaston, Milka i dwa maluchy (imion nie znamy)

są cudne!