» Czw paź 18, 2007 14:08
Zupełnie nie miałam czasu cos napisać. Przedwczoraj jak wróciłam z pracy, a było to o 18.00, stwierdziłam, że Zuzia ma oczko jeszcze gorsze niż rano. W sumie oczko było tragiczne. Miała zupełnie zamknięte, bo było spuchnięte, ropa po prostu sie lała. Drugie nawet nie było załzawione, więc wykluczyłam, że przyczyna może być kk, który podłapała. Szybko organizowałam transport, bo wet niestety w Zabrzu, a lecznica czynna do 19.00. Niestety nie było mojego weta, tylko taki młody i już na wstępie miałam wątpliwości, czy coś stwierdzi. Nie pomyliłam się, bo oczywiście gdybał, może kk, może jakiś uraz, może dopiero się wykluwa jakaś choroba. Na miejscu dopiero zobaczyłam jak rozchylił jej powieki, że od środka na powikach ma taki stan zapalny, wyglądało to jak żywe mięso. Ja osobiście optuję za urazem, który wywołał zakaźenie i stan zapalny. Zuzia dostała antybiotyk w zastrzykach /zielona żelowa konstystencja, miał już ktoś coś takiego?/ i przeciwzapalny niesterydowy. Kuracja ma trwać 10 dni. Wczoraj Zuzi było lepiej, dziś rano oczko wyglądało prawie dobrze, ale nie chciała jeść i w sumie cały czas siedzi w budce lub śpi. Nie podobne do niej.
Maciek ma się dobrze, ale dalej mało siusia. Musiałbym mu zrobić normalne badanie moczu ale nie mam jak złapać, bo on do pustej kuwety nie pójdzie. Natomiast jego agresja w stosunku do Kropki i Noska przybiera na sile. Teraz to kociaki moga się bawić tylko jak on śpi, a on mało śpi. Nie wiem co mam z tym zrobić. Szkoda mi i kociaków i Maćka, bo na niego wrzeszczę jak je goni. On co prawda się w danym momencie mną zupełnie nie przejmuje, ale przestał mnie witać jak wracam do domu.
Wczoraj byłam z kotką od zmarłej babci na sterylce. Miałą robione badania krwi. Wszystko wyszło ok. Halina poszła do babć prosić, żeby ją jeszcze raz wzięły, jak dojdzie do siebie. Okazało się, że baby mają już innego małego kotka, a za nic w świecie wcześniej nie chciałay małego kotka. Wnuczka im przyniosła. Ciekawe gdzie była ta wnuczka, jak Halina biegała z ich poprzednim kotem do weta, gdy był chory, bo one nie dały rady, ze względu na jego ciężar i fakt, ze są stare i siły nie mają. Teraz biorą małęgo kociak, który może w sumie je przeżyć / ja im życzę niech żyją jak najdłużej, ale w pewnym wieku trzeba myśleć na ile jeszcze sił starczy, żeby się zwierzakiem zaopiekować. Szkoda gadać. Mało tego na podwórko przyszła nowa kotka, z kociakiem ok. półrocznym czarnym. Kotka ma dziwne ucho, tak jak by jej do środka chciało się zapaść. Jest proludzka, przypuszczam, że była u kogoś. Na podwórku wczoraj była drugi dzień. Chyba nie zamierza się wyprowadzić. No i znowu jest niesterylizowana, nie mówiąc już o tym, że to jej maleństwo też jest kotką. Podwórko jest dla malucha nieza bardzo bezpieczne, bo to to podwórko skąd na szybko brałam moją Andzie i Grandzie. Ja już na tymczas kolejnego kota nie wezmę póki coś się nie podzieje w sprawie tych co mam. Ciekawe jest to, że kociak chociaż duży trzyma się matki, a ona go nie odgania. Musiałabym znaleść domek dla niech razem, bo nie wiem jak kociaki dadzą sobie radę na podwórku w zimie. Wygląda na to, że to będzie ich pierwsza zima. Zamiast ubywać , przybywa to jakiś dramat.