Problem kuwetkowy w domku tymczasowym ponoć był tylko sporadyczny - niemniej jednak, decyzja o zatrzymaniu zwierzaka nie była uzgodniona ze wszystkimi domownikami (rodzicami)
***
W sobotę umówiłam się z karmicielką, chciałyśmy poszukać kociąt. Niestety bezskutecznie. Część terenu wokół burzonego sklepu jest ogrodzona, furtka zamknięta na klucz. Dostęp mają tylko robotnicy. Miałam klatkę-łapkę - niestety, koty nie dopisały. Na śniadanie przybyły jedynie wykastrowane już przeze mnie kotki i mamusia karmiąca.
Część kotów (w tym kilka niekastrowanych jeszcze kocurkow) nie pojawia się od kilku dni.
Czy to możliwe, ze zrezygnowały ze stołówki i przeniosły sie w inne rewiry ze względu na hałas?
Spotkałam również drugą panią karmicielkę, która doniosła o chorobie jednej z kastrowanych kilka lat temu koteczek. Koteczka (prawie oswojona) w piątek została przez panią zwabiona do koszyka i zabrana do weta na zastrzyk (antybiotyk) Niestety wet zalecił, aby zastrzyk powtórzono kilka dni.
Dziś rano przybyłam z pomocą.
Ale jak domyślacie się zapewne, drugi raz zwierzak nie popełnił tego samego błędu i nie dał się złapać. Chodziłyśmy za koteczką z transporterkiem i klatką łapką a ona przygladała nam się z bezpiecznej odległości.
Niedobrze się stało, iż po pierwszej udanej łapance pani wypuściła chorą kotkę. Niestety, o tej akcji dowiedziałam się post factum
Próbowałam też złapać burego pełnojajecznego kocura z regionu piekarni. Niestety! ONE JUż BOJą SIę KLATKI-łAPKi. Za często widziały to urządzenie 'w akcji'. Kocur, choć głodny, podobnie jak chora kotka, omijał przynętę i klatkę szerokim łukiem. Polowałyśmy prawie 2 godziny. Wróciłam z pustą klatką.
Skonczyły się dobre czasy.

