Dzisiejszy dzień był bogaty we wrażenia

. Zaczęło się od kryzysu hamaczkowego: jest 1 hamaczek a co najmniej 2 uprawnione koty. Rano, tzn. ok. 10, spał w nim Bandido. Zidane posiedział na słupku, potem jakoś wmeldował się do środka i spały we dwa, wyglądając jak bita śmietana wystająca pucharka. Za jakiś czas Bandido wyszedł no i nie bardzo mógł wrócić

. Łaził po domu, nie mogąc sobie znaleźć miejsca, próbując wejść mi na kolana w toalecie. Miał pecha, bo zamiast siedzieć, robiłam dziś porządki i łaziłam po domu. Wreszcie postanowiłam się zdrzemnąć no i powstał kolejny problem

.
Dymeczek wczoraj zaczął pokładać się na łóżku. Jest bardzo płochliwy, więc kiedy i dzisiaj się położył na kołdrze, nie chciałam go zniechęcić. Wzięłam Bandido pod pachę i lekko unosząc się w powietrzu wśliznęłam się na łóżko. Za chwilę musiałam pójść poprawić spłuczkę

. W międzyczasie Bandido poszedł sprawdzić, czy nie da rady jednak wejść na hamak. Umysł bratu uszy i podgryzł go w kark, ale nie dał rady. Wrócił do mnie, zrobił rundę po łóżku i chciał wejść pod kołdrę - niestety, groźna fałda prześcieradła przeszkodziła. Zrobił drugą rundę, zamordował fałdę i wreszcie się ułożył.
A najlepsze, ze Dymeczek w trakcje tych wycieczek wcale się nie ruszył

i spał razem z nami. A potem, podrapany po brzuchu, wyciągnął się jak długi, podstawiał brzuszek do drapania, kręcił świderki na leżąco i ósemki na stojąco

. Dzielny kić!
