» Nie gru 21, 2008 20:25
Parę miesięcy temu ktoś mnie zapytał, dlaczego to robię i dlaczego na taką skalę. Dlaczego wybieram takie przypadki, które `nie rokują` adopcyjnie.
Odpowiadałam, że robię, bo każdy coś w życiu robi - ja akurat to: zajmuję się potrzebującymi pomocy kotami; że wcale nie robię tego na `taką skalę` [wtedy nie sądziłam nawet, że mogę na większą].
Dlaczego o tym piszę?
Bo wtedy przykładem w tamtej rozmowie była Mim.
Mim - `przypadek nieadopcyjny`...
Dlaczego ją wzięłam? Bo nie wiadomo było, co jej jest. Bo w Fundacji trudniej było organizacyjnie podołać ciągłym kursom do Doc. Bo wierzyłam, że w domu jej się poprawi. Nie chciałam jej adoptować, bo chciałam mieć kolejnego kota. Wzięłam ją, bo w moim tupecie, wydawało mi się, że mi się uda ją zdiagnozować i wyleczyć. Że uda mi się ją ocalić.
Ktoś mnie pytał, czemu ratuję jej życie kosztem swojego - bo przez takie koty nie mam `normalnego` życia.
Patrzyłam wtedy na Mim i starałam się wytłumaczyć, że to jest jedyne, co mogę dla niej zrobić. Że ona nie ma nic, poza tym życiem, które ma - dane na krótko.
To nie jest `poświęcanie` swojego życia dla tych kotów - to jest sens mojego życia. Jeżeli jedyne, co mogę zrobić, to ułatwiać im ostatnie dni, to będę to robić. Jeżeli jedyne, co mogę zrobić, to ułatwiać im przejście na druga stronę - też będę to robić.
Kto, jeśli nie ja - skoro to ja stanęłam na ich drodze?
Mim - wiotka królewna. Weszła do mojego domu zupełnie bez stresu. Stado przyjęło ja bez jednego mruknięcia. Mim - wolno urodzona kotka, która pierwsze kroki w tym domu skierowała w stronę Złego Psa - pokochała Tilę z wzajemnością, która mnie zadziwia.
Mim - o wielkich okrągłych oczach i zadartym nosku.
Mim umiera...
Nie może jeść. Zwraca cokolwiek przełknie. Wymiotuje z krwią.
Jak one wszystkie - odejdzie jako mój kot.
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882
'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'