wiecie co. Żal kota. Bardzo żal. Ale jak to przeczytałam to, co poniżej, to mną potrząsnęło.
gpolomska pisze:A jak się poczułam jak wet z Łodzi dzwoniła do tej z Katowic i usłyszałam kilka słów domyślając się pytań, bo akurat stałam na korytarzu, a dość głośno gadały? Jakby mi ktoś napluł w twarz i jeszcze uważał, że dostałam kota w super stanie i albo sama Go zajechałam, albo dałam wykończyć jakimś paprokom (bo wetce i jej koledze też było nieswojo, że są traktowani i rozliczani jak przedszkolaki, gdy dostali kota w stanie strasznym przez kogoś, kto tyle czasu Go miał, a komu anemia pod nosem się pogłębiała; nie mieli do mnie pretensji - przykro im było; .
bo ja dla odmiany byłam przy tym, jak CoolCaty dowiedziała się o śmierci Norbiego. I wierz mi, że pluła rzeczywiście. W siebie. I płakała. I paliła fajkę za fajką. Analizowała słowo po słowie wszystko, czego dowiedziała się od Duszka. W końcu zapadła decyzja żeby zadzwonić do Twoich wetów i zapytać. Z prostego powodu, takiego samego jak ten, że przy sprawach prawnie spornych rozmawiają ze sobą adwokaci stron, a nie ich ogrodnicy czy sekretarki. Wiem, że cały nasz naród ma specjalizacje we wszystkich dziedzinach, a tutaj to już szczególnie każdy jest przynajmniej doktorem habilitowanym jeśli chodzi o weterynarię...
Telefon był m.in. po to aby poprosić o sekcję, bo śmierć Norbiego była niespodziewana. Powiedziano nam, że kot został otworzony, bo sami Twoi weci byli ciekawi, co się stało. Jakoś nie było widać (słychać), że im przykro, bo to jest normalne jeśli na zwierzęciu zależy wielu osobom, a tym bardziej jeśli wystąpiła zmiana opiekuna i weterynarza.
Owszem, Norbi miał problemy ze stawami, do lecznicy trafił w stanie trzy razy gorszym niż wtedy, gdy go zabierałaś, ogólnie można powiedzieć, że zapewne kondycją to on nie grzeszył specjalnie, o czym wiadomo było od początku tego wątku. Ale nie był kotem tak chorym, żeby nagle ni z tego ni z owego zgasło światło. Tym bardziej, że godzinę wcześniej dostałaś od wetów info, że został ustabilizowany i że możesz go zabrać do domu.
Dlaczego? skoro mieli tyle podejrzeń co do zdrowia Norbiego, dlaczego wtedy nie powiedzieli, że jest anemia / białaczka / FIV / FIP / tasiemiec, czy co tam jeszcze? dlaczego nie powiedzieli Ci, że kot ma nikłe szanse na przeżycie i że ich zdaniem trzeba diagnozować od nowa? za to zaczęli mieć pretensje o stan kota, gdy on już umarł?
jak się nie wtrącam w takie wzajemne zarzuty i awanturki, tak teraz nie wytrzymałam. Po raz chyba pierwszy, a na pewno ostatni. Bo szkoda życia, nerwów i czasu - kolejne zwierzaki czekają.