Nie jest dobrze. Nel jest baaaaaaaardzo konsekwentna. Na nieszczęście. Z chłopakami nie ma problemu, są szczęśliwi, rozluźnieni, cieszą się kontaktem z opiekunem, wszystko jest tak jak być powinno.
Nel ma jedną bezwarunkową miłość: jedzenie. Poza tym niestety jest ciągle spięta, choć wzięta na ręce, rozluźnia się, mruczy i jest niby wszystko ok, a za chwilę - ZONK..
Opiekun (znany mi od lat, bliski i wypróbowany w wielu trudnych bojach przyjaciel, człowiek mocno przyzwoity) cały czas miał najszczerszą myśl o pozostawieniu trójki w domu. Ma zresztą wszelkie warunki. TZ-tka jednak nie była za tą mysla, uważając, że dwójka w zupełności wystarczy. Dopóki hulały tylko takie lekkie argumenty - życie jakoś szło. Niestety.. Małe są u nich od miesiąca i najrzadziej co drugi dzień jest co najmniej raz zasikane/zasrane łózko czy inne miejsca w domu. Kupa na łózku jest jeszcze do zniesienia (ciekawe co myśli o tym co napisałam człowiek nie mający zwierzaka

), bo w miarę łatwo ją usunąć. Zapachy.. no jakoś też. Siki są dużo gorsze. Wyposażyłam go już dawno w galon Urine-Off, zostały zakupione dla całej trójki obróżki p/stresowe (najnowszy wynalzek podobno lepszy niż Feliway), cierpliwość i wyrozumienie Opiekun ma.. Ale już się załamuje w sposób koncertowy. Wczoraj został na jego oczach zasikany przez Nel korytarz i siki zamoczyły leżącą nieopodal siatke z rzeczami TZ-tki. Opiekun ukrywa co się da, ale nie da się wszystkiego ominąć..
W moim życiu zdarzyły się co najmniej dwa przypadki, że zmiana miejsca zamieszkania kota zmieniła natychmiast jego zachowanie na ogromny plus.
Mój rezydent stał się PANEM DOMU, wesołym, otwartym i śmiałym kotem z ADHD ze stojącego z boku, cichego i mułowatego kociaka dokładnie w momencie, kiedy przekroczył próg mojego domu. Dodam, że wzięłam go od mojej przyjaciółki z domu, gdzie urodził się w łóżku i był wykochanym kociakiem, jadał na stole i wszyscy mieli świra na punkcie zwierząt (takiego, że nawet do czasu nie sterylizowali

).
Schroniskowa roczna tymczaska siedząca u mnie w domu w jednym miejscu na uboczu, ewidentnie nie czująca się u mnie dobrze (a naprawdę nie zdarza mi się to często

) ze względu na niechęć własnie w/w rezydenta, chodząca po domu chyłkiem, w momencie przekroczenia progu nowego domu zaczęła czuć się U SIEBIE, chodzić z podniesionym ogonem, rozwaliła się na łóżku dziecka w 5 minut, przywitawszy najpierw swoich nowych opiekunów. Po wielu miesiącach dostałam od nich sms'a, który może byc wzorem w Sevres, pokazywanym jak powinien wyglądać sms od szczęśliwych adoptujących..
Uważam już od dawna, mając na codzien relacje z domku Nel, że trzeba dać jej szansę na znalezienie domu, który bedzie JEJ DOMEM.