z jednej strony owszem, macie racje, a z drugiej strony schronisko nie przyjelo go, a wlasciwie straz miejska nie podjela sie zabrania kotka do schroniska, wiec co mialam zrobic?
Ech... juz wam pisze od poczatku, jak ten oto przystojniak stanal na mojej drodze...

Choc w tym upale nie chce sie nawet myslec, a co dopiero pisac...

Ale coz, sprawa wymaga wyjasnienia.
Szlam jak co niedziele na ostatnia msze o 20. Dochodzilam juz prawie do kosciola, kiedy pod kwiaciarnia na rynku zobaczylam jego... Jak to ja-nie bylabym soba, jakbym go nie zawolala. Myslalam, ze zwieje, ale on miauknal do mnie, wstal, ja podeszlam, on podszedl do mnie, powachal moja reke i zaczal sie miziac, ocierac, barankowac...

Zauwazylam, ze jest chudy, a jak go poglaskalam delikatnie po grzbiecie, to bardzo dokladnie czulam kazda kosteczke, a kocio nawet miauknal przy tym, jakby chcial powiedziec, ze cos go tam boli

. Cos mnie tknelo, ze cos jest nie tak, wiec zadzwonilam do Justyny z prosba o jakakolwiek pomoc. Wiadomo, ze u niej miejsca malo, a kotow duzo, za duzo, a same slusznie napisalyscie, ze w tlumie i ciasnocie koty nie lubia byc. Wiec poradzila mi, by dzwonic na straz miejska, a oni kotka zawioza do schroniska. Zadzwonilam wiec tam... Wierzcie mi, ze odnioslam wrazenie, ze oni bardzo niechetnie zajmuja sie takimi sprawami, wogole jakby nie traktowali mnie powaznie. Przez telefon pan dyzurny powiedzial mi, ze schronisko w tychach jest schroniskiem WYLACZNIE DLA PSOW, KOTY W SKRAJNYCH PRZYPADKACH (tzn.ranne po wypadkach, pogryzieniach, zagrozone czyms...). Uslyszalam, ze najpierw skontaktuja sie ze schroniskiem, czy oni wogole kotka przyjma, bo jesli nie, to nie wysle patrolu. Jakies 10 minut pozniej patrol sie jednak zjawil. Zobaczyli kotka, stwierdzili, ze nic mu nie ma, ze lasi sie do czlowieka, bo glodny jest i jedzenia szuka, ze nie jest chudy, ze to normalny kot, ze bardziej wychudzone sa na smietniskach. (to fakt, ale gdyby ktos zainterweniowal duzo wczesniej, te koty na pewno tak skrajnie wychudzone by nie byly, prawda? Po co czekac na skrajne wychudzenie i wycieczenie? Potem moze juz nie byc co ratowac!). Panowie chyba zrobili zdjecie, zeby dyzurnemu pokazac (zdjecie Manka oczywiscie, nie moje

), powiedzieli, ze kot jest dziki, (!) bo kot to dzikie zwierze, stwierdzili, ze W TAKIM RAZIE NIE PODEJMA SIE LAPANIA TEGO KOTA!

No wiec zadzwonilam do Justyny ponownie, wszystko jej opowiedzialam... Wtedy ona podjela decyzje, ze kotka zabierze do siebie; zadzwonila do kolezanki po pomoc i przyjechaly po Manka.
Jeszcze jedno: ten kot krzatal sie tam od dawna. Jakies pol roku wczesniej, moze troche wiecej, troche mniej; widzialam go w tym samym miejscu. Panie ze sklepow obok znaly go, mowily, ze on sie tak krzata, a one go dokarmiaja, ale zadna nie potrafila powiedziec, czy to czyjs kot, tylko wychodzacy, czy bezdomny. Pozniej nie widzialam go az do wczoraj.