No to Plantowej ciąg dalszy.
Wieczorkiem odwiozłyśmy buraska z działki 143 (dopisać proszę) i ukradkiem wdarłyśmy się z Ella do czegoś w rodzaju kociego azylu. Ella wcześniej wyczaiła, że koty tam siedzą, wejście / wyjście mają jedno, uszka całe - no to spróbujemy ręcyma połapać.
Weszłyśmy, zaczęło się kocie szaleństwo z lataniem po ścianach. Straszne to, ale jak nie chciały do klatki…. Jednemu łaciatkowi udało się uciec, ale wg Elli - wycięty.
Zdjęć nie ma, może Ella zrobi, to pokażę jutro.
Pierwszy złapał się tzw długowłosy (e tam) buras, zdecydowanie kocur. Nie wygląda najlepiej, chudy jakiś.
Potem zajrzałyśmy do małej budki - i wyciągnęłyśmy malutkiego czarnego kociaczka (dopisać proszę).
To przeszukałyśmy pozostałe budki - i w jednej, dużej-dużej zauważyłyśmy dwa koty.
No to klatkę do dziurki, obok szczotkę - czarne jedno wyskoczyło, ciach - jest w klatce. Komisyjne oględziny - ucho nacięte. Wypuszczamy.
Drugi raz to samo - bure w klatce. Ucha całe. Raczej kocur. Zły. Ale jakoś przepakowałyśmy do kontenera.
W azylu została stara bezzębna matka - wycięta.
No to najpierw poszłyśmy porozum do głowy, potem po kociaczka na przynętę. Klatka z kociaczkiem w azylu, dwie klatki na zewnątrz, a my na herbatkę, bo zimno i mokro…
Po powrocie - na kociaczka złapała się czarna kotka z naciętym uchem, do pozostałych klatek - jeżyk i bure coś, z pyska kocur.
Zabrałam kociaczka, zawiozłam do dt - malutki, z 5 tygodni, chudziutki i dziwnie trzyma tylne łapki - jak żabka.
A Ella została pilnować klatek. Może jeszcze coś złapie.
Dwa zdjęcia tylko - kociaczek i moja brudna noga po akcji. Nogi nie pokażę.
Łup wieczorny - kociaczek i trzy na ciachnięcie. Płeć podamy później.
Ukłułam 6 zasmarkanych kotów i idę spać.