Muszę coś napisać, może powiecie mi co sądzicie, poradzicie.
Odkąd w domu pojawił się Mio, każdy się bał co na to kot. Wiadomo, z nią kiedyś był problem (
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=138950 ), co jeśli się nasili?
Ale nie. Obwąchała dokładnie wszystko, kocyki, pieluchy, siostrę, niemowlaka (trochę z daleka. Potem siedziała na rękach obok siostry z niemowlakiem). I było OK. Potem mały zaczął chodzić, uczyło się go że kota wolno tylko głaskać. Kot przeważnie wycofywał się, zwiewał, jeśli piski były zbyt głośne albo jeśli Mio nie potrafił się powstrzymać by pobiegać za kotem i pogonić. Ale zawsze była wycofana. Uważaliśmy wszyscy żeby nie złapał za ogon, raz była sytuacja że złapał przy mnie delikatnie i ja delikatnie wzięłam jego rączkę i zdjęłam z ogona. Kot nawet wtedy nie zareagował agresywnie.
Potem spokój.
Dziś leżeli obydwoje na łóżku, tak już bywało. Oni obydwoje na tym samym łóżku, obok ja i siostra.
Kot relaksował się na miękkim kocyku, Mio leżał rozwalony i od niechcenia się przewalał na boki. Gorąco. Nagle rączka Mio wylądowała na kocie - nie wiem, czy na pyszczku czy za coś ją chwycił czy pociągnął. Kot zerwał się na równe nogi, drapnął małego i zamienił się jednocześnie w diabła, syczącego, warczącego, najeżonego, z płaskimi uszami i oczami jak błyskawica. Tego już dawno nie było. Krzyknęłam (na tyle na ile da się krzyknąć z zapaleniem gardła) "Flika NIE!" i przygarnęłam wystraszonego Mio. Zaraz znalazły się obrończynie dziecka, mama i siostra, zaopatrzone w bojowe ściery. Tymczasem kot już nie atakował, schował się pod łóżkiem i syczał. Kazałam się wszystkim uspokoić i odłożyć ściery. Myślę że kota była tak samo wystraszona jak Mio. Drapnęła go, ale śladu krwawego nie było. Postraszyła, ale się zaraz opanowała. Tak czy siak chyba znowu mamy problem.
Dziś było gorąco, wszyscy zmęczeni, siostra częściej teraz przychodzi z małym, więc kot mógł czuć się trochę bardziej zagrożony, podobnie fakt, że brak od 2 tygodni jednego z członków rodziny (szpital) mogło na kota jakoś wpłynąć i na jego poczucie bezpieczeństwa, wszystko było na koty terenie (ulubiony pokój to mój pokój), no i może miarka się przebrała - to naruszanie granic przez dziecko, które kota wcześniej pobłażała? Nie jestem fanką sądów, że zwierzę powinno cierpliwie znosić dręczenie, z drugiej strony to co się zadziało nie było jakimś aktem dręczenia, ja czasem wyciągając się też "zawadzę o kota"...
Z jednej strony ciesze się z tego co się stało, bo mały będzie bardziej ostrożny. Z drugiej - to zachowanie może się powtórzyć.
Czy powinnam się zaniepokoić na tyle, by robić kotu badania krwi czy to problem behawioralny?
Sterylizacja pomogła uspokoić napady agresji kiedyś, a te napady, które się zdarzyły, skrócić - kot sam się uspokaja po krótkim czasie.