» Czw wrz 01, 2011 10:43
Re: BrwinówBŁAGAoPOMOC*PILNIE DOMY DLA KOCIĄT*!PotrzebneFundusze
Dołączam się,żeby wyjaśnić sprawę pomyłkowo zwiniętego Linuxa. Kot na szczęście odnalazł się, ale dopiero 1,5 godziny po mojej interwencji u burmistrza. Zapewne burmistrz zadziałał i kota wypuszczono. Drodzy wolontariusze - nie uwierzę w to, że kot został wypuszczony w niedzielę wieczorem i nie potrafił wrócić do domu przez całą noc, a wrócił po mojej interwencji u burmistrza. Kłamać też trzeba umieć.
Należy też odróżnić prawo od poglądów lub przekonań. Ja rozumiem, że istnieją osoby, które uważają, że nie wolno wypuszczać kotów na zewnątrz. Niech swoje koty trzymają nawet w klatkach, ale nie mają prawa narzucać "jedynych słusznych" poglądów innym. Prawo polskie nie zobowiązuje też właścicieli kotów ani do czipowania, ani do nakładania obroży. Jeżeli prawo nie zostanie zmienione, to nikt nie może wymagać od właściciela kota ani jednego, ani drugiego. Nie można więc tłumaczyć się, że zwinęliśmy cudzego kota, bo nie miał obroży. Tym bardziej, że obroże nie są całkowicie bezpieczne dla kota i ja nie nakładam niczego staremu kotu, który poluje niewiele i tylko na gryzonie. Obróżkę z dzwoneczkiem nosi jedynie moja młoda kotka, która ma apetyt na ptaki. Według prawa przywłaszczenie sobie cudzego kota jest kradzieżą i koniec. Osoba, która prowadzi akcję powinna więc umieć odróżnić starego, zadbanego, wykastrowanego kota od wychudzonego, chorego kociaka, wymagającego pomocy.
A w sprawie przekonań - dla mnie autorytetem jest pani Sumińska, która w książce "Szczęśliwy kot" wypowiedziała się zdecydowania za wypuszczaniem kotów na zewnątrz.
Cmentarz brwinowski jest idealnym miejscem dla kotów - nie ma tam psów ani samochodów, za to są myszy i szczury. Moje koty wychodziły tam kilkanaście lat i były zupełnie bezpieczne. Z drugiej strony na pewno nie chcemy w tym miejscu szczurów - nie muszę chyba nikogo przekonywać, że szczur potrafi przegryźć drewnianą trumnę. Koty są więc niezbędne, gdyż już setki lat temu w pobliżu siedzib ludzkich zastąpiły kuny i inne łasicowate. Idealnym rozwiązaniem byłoby więc, gdyby populację cmentarnych szczurów kontrolowały zadbane koty, które mają właścicieli, michę i ciepły kąt. Uważam też za konieczność sterylizację/kastrację tych zwierząt. Powstał jednak problem nadmiernego namnażania się wolno żyjących kotów i epidemii kociego kataru, wynikłej z zagęszczenia populacji. Pomagając tym zwierzętom robicie więc Państwo coś bardzo dobrego i świadczy to o Waszej dobroci i szlachetności. Problemy są tutaj następujące:
1. współpraca z kontrowersyjnym schroniskiem w Milanówku.
Ma ono w Brwinowie nieciekawą opinię. Ja sama kilka lat temu przekonałam się o tym. Chciałam adoptować kota i odmówiono mi tłumacząc, że nie wydają kotów do domów "wychodzących". Podawano liczne argumenty o rzekomych niebezpieczeństwach grożących wychodzącym kotom, a tymczasem przez kilkanaście lat nic nie zagroziło moim kotom, aż dopiero dopadła Linuxa akcja prowadzona przez schronisko.
Inna przykładowa opinia:http://www.facebook.com/schroniskomilanowek?sk=reviews
2. sposób postępowania w przypadku zagarnięcia cudzego kota.
Jeżeli pomylicie się Państwo i złapiecie czyjegoś kota, to właściciel powinien mieć możliwość odzyskania ukochanego zwierzęcia. Nie wyjaśnia niczego brak czipu lub obroży, ani dziecinne tłumaczenie "było ciemno". Propagowanie poglądów o zamykaniu kotów w domu też należy zostawić na inną okazję. Dorosłość polega na odpowiedzialności za skutki swoich czynów.
Właściciel powinien mieć możliwość uzyskania kontaktu z osobą, która przetrzymuje kota, a jedyną Państwa reakcją powinno być przeproszenie i niezwłoczne oddanie zwierzęcia. Ja tymczasem kilka godzin wydzwaniałam po różnych urzędach, gdzie usiłowano mnie spławić. Nie pomogły telefony do schroniska w Milanówku, gdzie zamiast pomocy urządzono mi awanturę, że wypuszczam kota z domu. Odnalazłam wreszcie kontakt z wolontariuszką, która przetrzymywała mojego ukochanego Linuxa i usłyszałam jedynie zarzuty, że ośmielam się wypuszczać kota bez czipu lub obroży. Odzyskałam go dopiero po interwencji u burmistrza. Mogę więc przypuszczać, że gdybym nie podjęła tych działań, to kochający, przywiązany do domu i rodziny kot mógłby zostać sprzedany za złotówkę na Allegro, z komentarzem "Wyrzucony z domu, bo za stary". Kot wrócił do domu z poszarpanym uchem - widocznie trzymany był z innymi kotami i walczył. Jaki stres musiał przeżyć!
3. niejasny obrót finansami
Pieniądze należy wpłacać na konto schroniska w Milanówku, weterynarz, który bierze udział w akcji (tak, tak, dzwoniłam tam) twierdzi, że pracuje za darmo, wolontariusze pracują za darmo. Schronisko w Milanówku nie udzieliło mi pomocy w odnalezieniu kota, stwierdzono, że tym zajmują się wolontariusze, a schronisko z samą akcją nie ma nic wspólnego.
Mam wrażenie, że ten problem może dotyczyć KAŻDEJ organizacji broniącej praw zwierząt, która ma zasadę nie wydawania kotów do domów wychodzących. Wiadomo, że większość ludzi mających dom z ogrodem woli wypuszczać kota - koty też są tego zdania. Przyjęcie takiej zasady bardzo zmniejsza więc szansę kota na znalezienie ciepłego domku. Idealne rozwiązanie dla ludzi, którzy nie chcą napracować się przy wyszukiwaniu kotom właścicieli, a muszą mieć odpowiednią ilość biednych zwierząt w klatkach, żeby "na współczucie" wyciągać pieniądze od ludzi i pracę wolontariuszy. Ja sama chciałabym bardzo wspomóc finansowo organizacje, które rzeczywiście pomagają zwierzętom, ale nie potrafię przekazać pieniędzy ludziom, który wymagają, aby dom przyjmujący kota miał wszystkie okna zasiatkowane.
Natomiast bardzo chętnie pomogę wolontariuszkom, które niechcący zgarnęły mojego kota. W całej tej historii wyszło jednak, że mają dobrą wolę i otwarte serca.
Małgorzata Wrochna