BarbAnn pisze:
ps. myślałam że Fridzie się uda
ech....
A ja nie

Sama miałam przez pół roku u siebie cudowną, czarną, długowłosa kotkę z białaczką ( pamiętam, jak szłam ulica Kalwaryjską i na głos płakałam....

) Miałam ja tylko przewieść z Bielska do Krakowa, potem miała jechać do domu stałego. Przy pierwszym głaskaniu odkryłam ogromne węzły chłonne, więc pojechałam na nocny dyżur zrobić test

. Dom zamilkł na wieśc o białaczce, dom wydający, który na wieść o chorobie miał pomóc finansowo, zostawił jednorazowo niewielką kwotę.
Kotka była łagodna, mrucząca i krucha jak porcelana. Krew miała jak kompot owocowy w barze mlecznym. ( zastanawiam się,dlaczego bielski weterynarz stwierdził, że jest młoda i zdrowa). PÓŁ forum mnie atakowało, by robić transfuzje, ale kilku wetów, do których mam jako-taki zaufanie, mówiło wprost, że tylko odwleczemy może o tydzień,może o trzy, to co nieuchronne i że tylko na moment wrócą jej siły.Więc zyła sobie u mnie tak długo, jak długo czuła sie dobrze. Jak już było bardzo źle, pomogłam jej odejść.
Rozpisałam się, bo uważam, że lepiej jest wiedzieć od początku i mieć czas sie do tego przygotować. Poza tym, czasem , czytając czyjeś wypowiedzi, wyczuwam między wierszami pretensję, że tymczas, który miał być zdrowy, okazuje się chory. No po prostu, tak czasem bywa
