W tą zimę (przypomnę, że temperatury były bardzo niskie) mój tata (mam 15 lat) zalazł w piwnicy 3 kociaki. 2 udało nam się złapać, 3 niestety nie. Te dwa były tak przemarznięte, że nawet podobno nie broniły się przed wzięciem na ręce. Od razu oczywiście wylądowały w łazience tuż koło grzejnika opatulone kocami, potem daliśmy im to, co wydało mi się dobre - rozcieńczone z wodą mleko i w tym rozmoczoną bułkę (na miau byłam od pół roku, dołączyłam do grupy wolontariuszy w katowickim schronisku na początku zimy, dlatego w kwestii maluszków nie wiedziałam praktycznie nic). Od razu potem przerażona napisałam na forum w wątku katowickim. Chcieliśmy odwieźć małe do schroniska, jednak kategorycznie nam to odradzono (akurat wtedy w schronie była pp), a u nas zostać nie mogły (moja kotka była dopiero tydzień po szczepieniach które przeprowadziliśmy w związku z moimi częstymi wizytami w schronie, bo wcześniej jako koci żółtodziób nie miałam pojęcia po jakim czasie należy je powtórzyć i oczywiście ten termin minął już dawno). Zaraz potem (1 godz? 2? 3?) napisała do mnie IKA6 z propozycją DT. Powiedziała, że prowadzi DT dla maluszków. Byłam prze-szczęśliwa, zwłaszcza, że IKA pozwoliła nam przywieźć kocięta od razu. Kiedy weszliśmy do mieszkania IKI (wtedy w bloku), nie wyglądało to masakrycznie źle. Z tego co widzieliśmy (przedpokój, kuchnia, sypialnia i salon) oprócz nieprzyjemnego zapachu ekstremalnego bałaganu nie było. Koty raczej zadbane (nie mówię, że wszystkie, tylko te, które widziałam), ogólnie sprawiło to wrażenie bardzo zakoconego DT (o dziwo maluszków nie było, zdziwiło mnie to nawet, ale przyjęłam to na kark nie-maluszkowego sezonu itd.). Kiedy małe oddaliśmy, IKA położyła je przy kaloryferze (inne koty też tam były), pożegnaliśmy się i wyszliśmy. Jako głupiutka nowicjuszka jeśli chodzi o adopcje, nie wpadłam na pomysł telefonicznego sprawdzania forumowego DT.
Bez wpisywania się tam podczytywałam wątek. Nie wyglądało źle, co prawda zdjęć długo nie było, a potem pojawiły się jakieś kiepskiej jakości (a że koty były czarne, to nie mogłam orzec czy to te czy nie), ale były. W końcu pojawiła się informacja, że oswajają się, a potem, że najpierw jeden, a potem drugi znalazły dom.
Potem IKĘ spotkałam na wspomnianej Chorzowskiej wystawie. Podeszłam, pogadałam chwilkę, IKA potwierdziła, że koty są już w dobrych DS. Oczywiście głupia i przekonana o tym, że to dobry DS nie sprawdzałam jakoś dogłębnie każej informacji - no bo jak, miałam nagle zapowiedzieć wizytę?
No i szczerze mówiąc nie wiem co teraz robić. Po pierwsze, ze względu na pewną odległość czasową od tamtych wydarzeń, a po drugie ze względu na totalną niewiedzę, jak się takie spray załatwia...

Żal mi straszliwie tych kociątek. Duże kciuki...