Cieszę się

, że kociaczki czują się już lepiej i że to nie było p. Tak myślałam, bo w takim razie i mój słodziak - rozrabiaka Karolek też byłby chory. A Jego jedynym problemem zdrowotnym teraz jest chore uszko. Swierzb nie jest stwierdzony, ale czarna wydzielina jest okropna. Dostaje lekarstwo do ucha i w poniedziałek na kontrolę do wetki. Poza tym tak rozrabia, zaczepia psy i koty, że aż boję się żeby ktoryś nie stracił cierpliwości do tego rudego chuligana.
Może nie powinnam się wypowiadać, bo to Wasze wewnętrzne sprawy, ale skoro bardzo solidnie śledzę ten wątek postanowiłam napisać swoje zdanie.Praca wolontariuszy w schronisku to ogromnie trudne zadanie. I nie tylko dlatego, że to ciężka praca fizyczna, ale przede wszystkim ogromny stres. Człowiek chciałby pomóc wszystkim , a jednocześnie wie, że to niemożliwe. To jest straszny ludzki dramat. I przede wszystkim za to należą się Wam ogromne słowa uznania. I każde uratowane życie, każdy kotek, który dzięki Wam znajdzie domek to Wasza ogromna zasługa i nikt tego Wam nie ma prawa odebrać. Każdy taki szczęśliwy przypadek daje Wam siłę do dalszej pracy, bo gdy kociak tuli się już do nowych opiekunów , Wy wiecie , że warto to robić i jest to dla Was wielkim " zastrzykiem" siły i wiary w to co robicie.
Wasza koleżanka też chce dobrze, tylko inaczej. Sporządziła pewnego rodzaju biznessplan i w?g tego chce działać. Może to i dobre, ale żywe istoty to nie fabryka i nie zawsze da się wykonać plan. Ale stosując go elastycznie mogą być efekty, a każda pomoc w sytuacji naszych polskich schronisk jest na wagę złota. I myślę, że cel jest tak szczytny, że należy się dogadać w imię poprawy losu tych braci najmniejszych.
Błagam , nie bierzcie przykładu z naszych polskich " elit rządzących", gdzie walka o stołki przysłoniła im cel do ktorego zostali powołani.
Przepraszam za moralizatorski ton ( to tylko dla dobra zwierzaczków) i pozdrawiamy ja i Karolek.
P.S. A co będzie z moją trzódką jak mnie się coś stanie??? Pomożecie??????