Dzisiaj rano małe Blusiowate półdiablę urządziło taki seans zabawowy, że gdybym wczoraj i przedwczoraj na własne oczy nie widziała, jak ją gorączka telepie - w życiu bym nie uwierzyła, że ten kot jest chory.
Były ganianki, zabawa w berka i duszenie się z Maluccim, straszenie Inki

skakanie po moim TŻ i polowanie na jego wystającą spod kołdry piętę... Wszystko przy wtórze szczęśliwych mrauków
Wczoraj dostała nowy antybiotyk, więc nieśmiało (tfu tfu tfu) zaczynam mieć nadzieję, że jej się wreszcie poprawia.
No a poza tym mamy dzisiaj z TŻ na koncie podwójny sukces w łapaniu Lutkowych próbek do analizy
Najpierw udało mi się nakryć rudego kota w kuwetce i podstawić mu sprytnie pod zadek słoiczek, do którego grzecznie nasiurał. Próbka pierwsza klasa
No a zaraz po moim wyruszeniu do lecznicy TŻ nakrył rudzielca na ponownym kuwetkowaniu, tym razem złapany został kupal do badania na enzymy trzustkowe. TŻ z nim popędził do labu.
Rudy kot był dzisiaj dla nas nadzwyczaj łaskawy...
