puszatek pisze:o wiele łatwiej jest pisać o miłości aniżeli ją okazać choremu kotu
ktoś sobie postanawia, że ma dwa koty i na tym koniec, to wygodnictwo bo na forum są ludzie od "czarnej roboty" co pomogą kolejnej bidzie, nie patrząc na budżet czy poświęcony czas...
najwyżej przypną im łatkę zbieracza bo skoro Cię nie stać na Sonię czy oboje Kiciusiów, mogłaś ich nie brać, nie pokochać, nie pomóc....zostawić w szpitaliku aby zabrał ktoś inny (nie widziałaś czekającej kolejki miłośników kotów na papierze ) ?
Zgadza się Basiu, bo co by było np.z Sonią, Stefanką gdybym ich nie wzięła?
Czyżby gryzły już ziemię?
A kiciusie maleńkie?
Od nich to już wszyscy się odwrócili, bo miało być tylko tydzień-dwa leczenia i szybciutko miały znaleźć domki według tzw, klubu ślepaczkowego.
Niech sobie popatrzą jak wygląda ten zdrowy kotek, jak wyglądają jego oczka, nie po tygodniu czy dwóch leczenia, ale po prawie pół roku.
Teraz najważniejsze, że Bisia zrobiła ładne siusiu.
Oczywiście nie musi już się czuć źle bo....
Jemy sobie spokojnie obiadek aż tu nagle krzyk-miauczenie nagłe kota, taki jakiś inne niż zwykle, zrywam się od jedzenia i gnam, po drodze lokalizując darcie gdzie, skąd, dlaczego, i patrzę doleciwszy do celu, mając jeszcze zęby w szczęce,

a tu Biśka stoi na dwóch łapkach i podrzuca w zabawie piłeczkę z piórkami.

Pewnie zdawało jej się, że upolowała ptaszka, bo wcześniej(pod kontrolą) łaziła po dworze ze wszystkimi oprócz Sonieczki.
Właśnie teraz Sonia poszła do przedpokoju po wyglądać a tam Bisia była, a Sonia w płacz,
tylko mnie nie bij, ja tylko po wyglądam sobie.Ona tak reaguje na koty, nie robi im krzywdy, nie jest w stosunku do nich agresywna, poddaje się i to oznajmia w przerażający-żałosny dla człowieka sposób komunikowania się ze swoimi pobratymcami.
Serce chce pęknąć na drobne kawałeczki, ja już chyba zgłupiałam z tej miłości do kotów, ich żal jest moim żalem, ich cierpienie i smutek jest moim smutkiem.
Mało tego wszystkiego to ma dodatek jak byliśmy na dworze, to był też mały Kiciuś, wszystko dobrze ale gdy tylko za ogrodzeniem usłyszał hałas to wte pędy do domu. Nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie fakt, iż lecąc uderzył się w buzię ino zagrało, bo nie widział drewnianej palisadki.
Szybko obejrzałam chłopczyka i na szczęście nic mu się nie stało, ale teraz już wiem, zdaje sobie sprawę jak mało on widzi.
