No i stało się. Pogoda piękna, słoneczna..... Postanowilismy Romę tez zabrac na piknik-grilla (nie w formie dania oczewiście

)

W aucie darła się w niebogłosy. Odstawiła miaukot rozdzierający, Blanka do niej dołączyła i jechaliśmy słuchając "kociej muzyki" prawie do taktu "łupu-cupu" z głosników. We dwie zagłuszyły radio. Blanka przestała, a Roma ochrypła
Wcześniej w domu zrobiłam prubę ogniową - założyłam Romie szelki.

Rzucała się, turlała, próbowała zlizać
Ale na łonie przyrody, jak juz wytoczyła się z auta, miło mnię zaskoczyła.

Pieknie, jak piesek szła na smyczy. Miauczała i wołała Blankę. Blanka jej odpowiadała. Każde żdźbło trawy było jej i zostało nadgryzione. Czyżby zostawiała ślad którędy ma wracać??

Żarła jak krowa ........

100m dróżki przeszliśmy w 20 min.
Na pikniku na samym początku siedziała mi na nogach, później przytuliła się do Blanki. Legły pod stolikiem. Trawa miziała, więc trzeba było ją zniszczyć............
A póżniej Kociaste - najpierw Blanka później Roma zaposiadły swój własny PARASOL. Bufet sam dotarł za nimi
Rybki surowej nie chciała żadna
No a powrót był juz cichy i spokojny. Nie miauczasty.
Do póki nie zajechaliśmy pod dom. I znów się zaczęło !!!! Jedna przez drugą galopowały na własne śmieci, myląc piętra
Mało mnie po schodach nie przeciągnęły.
Wszędzie dobrze, ale w domciu najlepiej
