Wczoraj miałam pierwszy raz okazję spędzić z Fraszką calutki dzień. Bardzo rzadko mi się zdaża taki dzień, kiedy nie wychodzę, ale ponieważ wszystko co miałam do zrobienia tego wymagało, cały dzień spędziłam w domu. Dzięki temu obserwowałam sobie fraszkowy rozkład dzienny. Być może różnił się od tego, jaki stosuje podczas mojej nieobecności, ale pewnie będzie podobny, kiedy zamieszka w domu, gdzie zawsze ktoś jest.
Poranek był leniwy. Udało mi się przedłużyć moment wstania, poprzytulałyśmy się i podrzemałyśmy... po ogarnięciu siebie i kota, zabrałam się do swoich spraw. Fraszka towarzyszyła mi przy niektórych na kolanach, kiedy indziej obok leżąc na podłodze, a potem zaczęła leniwą niedzielę przysypiając to na fotelu, to na najwyższym regale. Goniłam ją zawsze z tego regału, bo mam tam ustawione kwiatki, które mogą być trujące, ale okazało się, że ona wchodzi tam po to, żeby się odseparować i pospać. Po południu miałyśmy gościa, którego przywitała głośno i zaczęła ostrożne oględziny i obwąchiwanie, po czym bardzo szybko przeszła do etapu zaprzyjaźniania się na kolanach. Towarzyski kotek. Generalnie lubi przebywać w tym samym pomieszczeniu, gdzie ludź i kiedy uzna, że dosyć głaskania, leżeć sobie w zasięgu wzoku, ale nieco wyżej niż ów ludź. U mnie lubi się rozciągać na górze oparcia kanapy, co się okazuje własnie w weekend, kiedy kanapa jest wreszcie złożona bez pościeli. A jak ma dosyć towarzystwa, to wychodzi sobie do drugiego pokoju i separuje się na regale, albo w kuchni na górnych szafkach. Czasem zdaża jej się pobiegać, ale rzadko. Chyba jest raczej leniwa. Dopiero w takim dniu jak wczoraj miała szansę być dokładnie wygłaskana i wytulona.
A dzisiaj się odezwał jej przyszły domek. Niecierpliwie oczekują Fraszki jak następnego dziecka. Cieszy mnie to bardzo. Dzisiaj idziemy do wetki na powtórne odrobaczanie i potwierdzenie możliwości jutrzejszej sterylizacji. No a potem ciach i po rekonwalescencji... do domu!