No więc Józek u Pani Doroty płakał, nie chciał iść, ale cóż się dziwić, skoro opiekę miał wspaniałą

W samochodzie dawał czadu - miauczał całą drogę, a w pewnym momencie stwierdził, że koniec tego dobrego i on zamierza w tej chwili wyjść z transporterka!
I tu pokazał chłopak, że ma charakterek, dobre pięć minut usiłował wyważyć drzwiczki

Na szczęście w końcu dał sobie spokój.
Całą drogę musiałam go miziać przez kratkę

a jak się zapomniałam, wystawiał łapkę i zaczepiał mnie
No a w domu, na początku standardowo - strach w oczach i nieudane próby wejścia pod szafkę. Jednak odkąd przyjechaliśmy minęło około godziny, a on zdążył już zwiedzić dom, zjeść trochę saszetki, załatwić się elegancko do kuwety, po czym... położyć się w naszym łóżku!
Uznałam że możecie w to nie uwierzyć, więc zrobiłam dokumentację zdjęciową
A tu z podróży:
Proszę o wyrozumiałość w sprawie bałaganu
A tak sobie panowie teraz poczynają

zdjęcie z ostatniej chwili:
