Dla kota w tym wieku zmiana opiekuna jest tragedią, bez względu na to jaki ten opiekun jest.
Moja Pola, mój pierwszy naprawdę własny kot, rówiesnica Misi, przeprowadzkę przypłacila chorobą nerek, która zabrała ją z tego świata w 8 miesięcy. Ona nie wiedziała, że się znudziła i chcieli ją zabić...
Obecna kotka - Psocia - pierwszy miesiąc była kotem niewidzialnym, przeraźliwie smutnym. Teraz, po blisko 4 m-cach jest ok, ale nadal ma do mnie urazę, że nie jestem NIM. To nic, że była beznadziejnie karmiona, że weta widziala raptem 2 razy w zyciu (1996 - sterylka, 2007 - morbidal

).
Misia jest po ciężkiej operacji, jeśli jest szansa uniknięcia dodatkowego stresu, związanego ze zmianą opiekuna to super. Dla p. Rózy koty to cały świat, jeśli straci wszystkie, to umrze, po prostu.
Obie są w takim wieku, że nie wiadomo która odejdzie pierwsza. W kazdym razie miejsce u mnie dla Misi czeka, teraz, czy za kilka lat.
A póki co, jest Gosia, która stoi na strazy: zadba o dobrą opiekę nad Miśką i zainterweniuje, gdy staruszka pomysli o nastepnych kotach (odebranie wszystkich tym bardziej nie zagwarantuje czy p. Roza nie zechce "odbudować" stada)