Jestem pod wielkim wrażeniem szybkości informacji. Adria wielkie dzięki, bo ja faktycznie nawaliłam. Wczoraj wieczorem po łapance Eklarki i po całym dniu byłam tak wykończona, że nawet nie włączyłam komp. tylko spać poszłam. Pozatym o mało co przez tą historię i mój okropny upór w uratowaniu Eklarki zawaliłabym termin odpowiedzi do sądu na pozew.
Jednak informacja dzięki Adri nie nawaliła.
Akcja ratowania Eklerki trwała właściwie wczoraj od rana, bo przedwczoraj po wizycie ochroniarzy budynku, gdzie w piwnicy ulokowała się Eklarka byłąm pewna, że ślady to były kota, a nie koniecznie Eklarki. Właściwie się poddałam i nie wierzyłam, że jeszcze kiedyś malucha zobaczę. Jednak wczoraj rano wstąpiłam na to podwórko po drodze do pracy. Kota zobaczyłam na schodach do ktrych nie miałam dostępu i musiałam wezwać ekipę z drabiną, żeby tam wejść. Oczywiście do pracy na czas już nie dotarłam. Ekipa przyszła i efekt był taki, że spłoszyli mi kota, który zwiał do innej piwnicy niż poprzednio przez szparę w drzwiach. Drzwi były zamknięte na łańcuch z kłódką. Jakoś tak się to rozleciało

, że mogłąm wejść do piwnicy, ale ... Piwnica ciemna, duża i bez szans na znalezienie kota. Założyłam nowy łańcuch z nową kłódką , uszczelniłam szparę w drzwiach, żeby kot nie wyszedł i poszłąm do pracy. Popołudniu zaniosłyśmy z Haliną klatkę łapkę z jedzonkiem i znowu zamknęłam piwnicę. O godz. 22.oo tym razem a sąsiadem /jakoś tak sobie pomyślałam, że się przyda/ poszłyśmy po klatkę z kotem. Klatka ooczywiście była, nawet zamknięta, ale kota w środku nie było. Zablokowałam drzwi i dawaj szukać kota. Wyglądało to chyba przekomicznie, ale wcale mi się śmiać nie chciało, bo wiem jak trudno złapać wystraszonego kotka. Sąsiad szedł przodem z wielkim kocem, żeby na kota zarzucić, Halina uzbrojona była w ręcznik, a ja dwoma latarkami oświetlałam teren. Koteczka szybko namierzyliśmy i jak zaczął uciekać to my powoli za nim, żeby go zapędzić w jedno pomieszczenie i róg. Po drodze mineliśmy studzienkę z wodą w posadce. Stwierdziłam, że całe szczęście, że kociak tam nie wpadł, bo utopił by się jak nic. Studzienka była głęboka i głęboko. W momencie jak kociak zorientował się, że nie ma odwrotu przeleciał prawie po ścianie i nad nami. Za sekundę usłyszałam plusk. Wszyscy rzuciliśmy się w stronę studzienki, a sąsiad nie zastanawiając się gdzie postawić nogę wskoczył po kota. Normalnie chciałyśmy go ucałować z radości

. W domu okazało się, że to kotka, mrucząca i taka sama jak jej siostrzyczka - jest identyczna. Halina próbuje ustalić każdy szczegół, żeby ich nie mylić

.
Dziś rano zgłosił się nasz znajomy, co wczoraj był u męża Haliny i widział Kremówkę. Dzisiaj stwierdził, że się w nij zakochał i ją bardzo chce. W domu ma już koty i zawsze miał. Trzymajcie kciuki, bo myślę, że może dziś dojdzie do podpisania umowy o adopcję. Znajomy jest znanym w Bytomiu i nie tylko rzeźbiarzem, osobą poważną i myślę, że Kremówka świetnie trafiła, a to chyba dlatego, że jest w kolorze łososiowym

.
Postaram się dziś zrobić jeszcze jakieś fotki dziewczynek i Franusia.
Franuś próbuje się podnosić. Mam nadzieję, że mu to wyjdzie, bardzo , bardzo bym chciała, żeby stał się sprawnym chłopakiem i miał szansę na adopcje. Pozatym chcę sprostować, że on nie jest zupełnie czarny. Pod czarnym futerkiem jest biały i jak mu się sierść rozkłada to wyraźnie widać, że początek włosa jest biały, a dopiero później czarny. Pozatym ma jeszcze prążek, tak jakby częściowo był bardzo ciemno grafitowy z czarnym. Jest śliczny i bardzo miziaty, no i wielki z niego bohater. Wszystkie niedogodności jakie zgotował mu los znosi z cierpliwością i bardzo chce się bawić z dużymi. Bardzo mocne kciuki dla niego są potrzebne.