Smolikowy haremik to:
Pusia – nestorka stadka, ma ok. 2,5 roku, z czego u mnie 2 lata i trzy miesiące, i Lusia z Łodzi, od Magiji, z tego wątku
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=64581&start=0, ma ok. 2 lat, u mnie od 4 miesięcy
Jak się ma jednego kota, to człowiek myśli: kot jaki jest, każdy widzi.
Jak się weźmie drugiego do tego pierwszego, to się myśli:
okropny jest ten drugi, pierwszy to jest prawdziwy kot, bo się łasi, mizia i śpi ze mną, a to drugie to jak nie kot, dzikie jakieś, nie chce na kolanka, i w ogóle dziwadło wyjątkowe...
Ale jak się dokooptuje do gromady trzeciego kota...aaa, to już wiadomo, że każdy kot jest inny. To ci dopiero odkrycie - koty mają charaktery!. A w porywach charakterki.
Weźmy taką Puśkę; złośliwa, wredna, samolubna i diabelnie inteligentna.
Siądzie naprzeciw Smolika, zaczyna spode łba patrzeć mu prosto w ślepia; z początku nie wytrzymywał presji, wiał do siebie, za kanapę. Teraz bezczelnie oddaje spojrzenie, pół minuty, to dużo czasu jak na kontakt wzrokowy, ale niech tylko odwróci oczy na sekundę, już Pusion gna go pod łóżko. Ale to coraz rzadziej. Już Smolik zaczyna pędzić Puśkę jak ona jego. Ta zdziwiona co się dzieje, takie zmiany, podchodzi w końcu do niego i pyś w pyś, nosek w nosek 2-3 sekundy, po czym odwraca się gwałtownie, jakby ją coś odrzuciło i truchtem odbiega.
Ja pierwszy raz widzę kota który się tak bawi. Może tylko po prostu mało jeszcze widziałam, (mimo że żyję już dłuugo na tym świecie), a może Pusianna jest faktycznie rzadkością w swoich pomysłach.
Uwielbia otóż piłeczkę, małą, dwukolorową, gąbkową. To, że aportuje to rzecz zwyczajna, ale że sama programowo rzuca, to dowód na inteligencję dość chyba wysoką.
Robi tak: staje na tylnych łapkach opierając się jedną przednią na pufie (chodzi jej prawdopodobnie o uzyskanie odpowiedniej wysokości), usytuowana do pufa bokiem, w zębach trzyma piłeczkę. Następnie puszcza z pysia piłeczkę po boku pufa, jak po ściance. Piłeczka uderza o podłogę, lekko się odbija i ten moment ta małpa cwana wykorzystuje – łapką mocno podbija piłkę od spodu do góry. Oczywiście piłka leci gdzieś uderzając w sprzęty i ściany, odbija się kilkakrotnie, ta za nią...i o to chodzi – żeby gonić piłeczkę. Cuda na drągu

.
Ale, jak prawdziwa zołza i jędza, gnębi Luśkę!
Lusia warczy, jak piesek, zwłaszcza zapędzona pod szafę (grubaśnica jakoś tam wpełza), albo za kanapę, kiedy Puśka usiłuje ją sięgnąć łapką, warczeniem broni swoich pozycji.
Lusia to dobrotliwa dusza – zabawa jej w głowie i psoty. I jedzonko, duużo jedzonka. Ciągle na stole, bo coś jedzą.
Co? Może to dobre; pachnie ta kiełbaska, i ser pachnie ale sami go jedzcie, szynki daj!
Niektórzy tyją ponoć od samego patrzenia! Lusia patrzy, ciągle patrzy, ale i skubnie, bo oczy tak proszą, no jak nie podać ździebka szyneczki...
I Smolik się też na Lusieńce poznał, lgnie do niej, dosłownie zaczyna się lepić. Ona siedzi, on podchodzi w lansadach, i robi w jej stronę ruch łebkiem chcąc się o nią otrzeć, ale ona robi unik i zalotnik dostaje kosza

; łebek trafia w próżnię.
On dojrzewa dopiero, co to będzie jak się hormony uwolnią?
Młodzianek, czarny cały, tak jak lubię. Ale w tym czarnym pod odpowiednim kątem widać pręgowanie. Letnie słońce pokaże jaki jest naprawdę.
Dobrze mu u nas, lepiej niż w garażu u sąsiadek - wyleguje się za kanapą na swoim posłanku, ja go odwiedzam na mizianki – kładę się na brzuchu wzdłuż kanapy i głowę tylko wystawiam nad nim, miziu, miziu i już traktorek, i wije się i ociera łebkiem. Ale ząbkami już też zaczyna łapać.
Dzisiaj, zachęcona postępami niektórych koleżanek

złapałam Smolinia na ręce, marząc że przytuli się albo co, ale wyrwał się z mocą, o jaką bym go nie podejrzewała i dał dyla pod łóżko. Ale zaraz wylazł z powrotem – znaczy się nie wpadł w panikę i przerażenie. Wkrótce znowu go dopadnę.
Cóż, próchno się świeci

, a szajba odbija na punkcie kocionków i mnie i tż-towi, jak jakieś dzieci kochamy się na zabój w tych stworach i całe dnie kręcą się wokół nich.
Udaję przed dalszą rodziną, że to
tak tylko te koty, od niechcenia, bo nikt u mnie nie znał i nie praktykował takich, jak nasze, zachowań w stosunku do futer. Ale i tak zauważam lekką jakby irytację tu i ówdzie, choć nic do tego nikomu, co my mamy w domu
