Chora kicia - Dzisiaj odeszła:( [*] płakać się chce

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie paź 14, 2007 16:15

suchy74

 
Posty: 212
Od: Wto sie 21, 2007 21:09
Lokalizacja: Lubawka

Post » Nie paź 14, 2007 16:29

Bardzo mi przykro. Wiem, że to boli, wiem, że się człowiek pyta, dlaczego, co można była zrobić, czy czegoś nie zaniedbał. Ten ból pozostaje, tak samo jak pustka w sercu. I wspomnienia.

Przez wiele lat mieszkałam z najcudniejszą kicią na Ziemi. Umarła w maju, na raka, patrzyłam jak zasypia z nosem wtulonym pod mój łokieć. Nie płakałam, nie na zewnątrz, tylko tam w środku mnie coś pękło.
We wrześniu zdecydowałam, że jednak nie umiem żyć bez tupotu małych łap. Przygarnęłam forumową Azu, z którą los się obszedł naprawdę okrutnie. Miałam dać jej dom, zapewnić długie i szczęśliwe życie. Zmarła po dwóch tygodniach na FIP, akurat, gdy ja już zdążyłam się w niej zakochać...

Nadal czasem za nimi płaczę. Nadal zastanawiam się, dlaczego. Nadal analizuję, czy mogłam zrobić coś więcej. Obwiniam weterynarzy, choć wiem, że są naprawdę dobrzy i że naprawdę chcieli pomóc. Obwiniam siebie, świat i innych. I nadal tęsknię. Ale...

Pod moim tapczanem śpi mały kot. Nie tak kochany, jak tamte, nie tak miły i wdzięczny... Wredny troszeczkę... Mały kot, który wypełnia mi czas, wywołuje uśmiech, gdy dopada mnie rozpacz. Który potrzebował domu tak, jak ja potrzebowałam kota.

Nie musicie brać kota już teraz. Jeśli potrzebujecie czasu, by przeboleć, dajcie go sobie. Niekiedy potrzeba czasu, by się ponownie odważyć pokochać. Nic na siłę.
Ja musiałam sobie odpowiedzieć na jedno pytanie. Poprzednie koty nauczyły mnie kochać. W jakim celu?

Usagi_pl

 
Posty: 1469
Od: Śro wrz 05, 2007 9:18
Lokalizacja: Szczecin

Post » Nie paź 14, 2007 16:30

Agn pisze:Obrazek

Piękna...


A ja dodam, że dosłownie ksero z mojej Plamki 8O.

Śpij spokojnie kruszynko... :cry: [']

Suchy, zrobiliście naprawdę wszystko co było można! To wet, z tego co piszesz, nie zrobił wszystkiego :evil: . Niestety, w mniejszych miejscowościach czasem nie ma zbyt wielkich możliwości w wyborze wetów :(
Absolutnie nie wolno wam się - tobie i żonie - obwiniać! Chcieliście jak najlepiej! Być może coś wam umknęło, być może nie zwróciliście na coś uwagi... Ale przepraszam bardzo, wy nie musicie się znać, to wet powinien być od tego! :evil:

Tulę Was bardzo bardzo mocno!

Ania z Poznania

 
Posty: 3378
Od: Śro gru 17, 2003 15:25
Lokalizacja: Poznań

Post » Nie paź 14, 2007 17:06

A jeszcze coś dopowiem.
U was to może inaczej, bo mieliście tylko tą jedną kicię...
Chociaż... to może bardziej nawet...
Po śmierci mojej ukochanej Kity coraz bardziej mnie dołowało, podczas kolejnych karmień, że jedna miseczka ciągle stoi pusta. Byłam gotowa "na łeb na szyję" przygarnąć kolejnego kota!
Nie przygarnęłam do tej pory tylko i wyłącznie ze względów finansowych...

Ania z Poznania

 
Posty: 3378
Od: Śro gru 17, 2003 15:25
Lokalizacja: Poznań

Post » Nie paź 14, 2007 17:15

Piękna i słodka była Wasza Lucky [/]...
Prawie każdy na forum żegnał swojego kota, czasem - swoje koty. Kilka miesięcy temu wszyscy płakaliśmy po odejściu pewnego pięknego, rudego kota, który nie przezył śmiertelnej choroby. Napisałam wtedy do jego Dużej coś, co pozwolę sobie zacytować:

"Nasch był u mnie dwa lata - nie chorował, był cichy, uprzejmy i bardzo wdzięczny za dom, w którym znalazł się po 4-letnim życiu na podwórku. Białaczka ścięła go w ciągu kilku dni. Był rok 2000, nie było miau, a 3 kolejnych wetów uznało, że Nasch nie ma szans. Odszedł w domu, na moich kolanach. Płakaliśmy wszyscy - ja, dzieci, anwet mój niezbyt kociolubny mąż. W miesiąc później córka przywiozła z azylu 2-miesięcznego Czortka, który wraz nią przeprowadził się i mieszka z nią i jej schroniskowym psem zdrowy i szczęśliwy. Jesienią 2004 zgarnęłam z podwórka zdychającą, 8-letnią Majusię. Większość czasu spędzała w ciepłej łazience - może po raz pierwszy życiu w cieple i poczuciu bezpieczeństwa, a kiedy się nad nią nachylałam, wtulała się we mnie i gładziła łapką po twarzy. Walczyłam o nią 7 miesięcy. Odeszła tak jak Nasch. Po kilku tygodniach pojawił się 6-miesięczny Bungo, teraz doszła do niego Lusia.
Piszę to dlatego, że uświadomiłam sobie, iż koty nie są dla mnie - to ja jestem dla kotów. Jesli któryś z nich odchodzi - cierpię, ale wiem, że moje cierpienie jest mniej ważne, niż cierpienie tego następnego, którego mogę uratować."

W tym samym wątku kroś napisał - "jeżeli nie możesz pomóc sobie - pomóż innym".

Bungo

 
Posty: 12069
Od: Pt lut 16, 2007 0:52
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie paź 14, 2007 17:47

ja wiem napewno, ze zrobiliscie wszystko co najlepsze dla swojej kici.
prawie trzy miesiace temu musialam uspic swojego kochanego kota majusia (przez wiele miesiecy ciezko chorowal) do tej pory nie moge sobie darowac, ze bylam zmuszona podjac taka decyzje. ludzie z forum pisali mi tak jak tobie, ze najlepszym wyjsciem bedzie wziecie kolejnego kota a ja sobie myslalam, ze to niemozliwe. wrecz nie moglam patrzec na inne koty. a teraz po tych trzech miesiacach zdeydowalam sie na koteczka. za dwa tygodnie ma do mnie trafic sliczne malenstwo. obawiam sie jak to bedzie, czy znowu nie bede cierpiec ale przede wszystkim czy on nie bedzie cierpiec, czy nie zachoruje. strasznie sie tego boje, bo do tej pory poplakuje wieczorami ale musze sprobowac. mam nadzieje, ze wy tez w koncu zdecydujecie sie na koteczka.
Obrazek

patka-p3

 
Posty: 293
Od: Wto kwi 24, 2007 11:54
Lokalizacja: Sosnowiec

Post » Nie paź 14, 2007 18:42

chciałbym wziąć inna koteczkę, ale rodzice są trochę przeciwni, że jak znowu coś się stanie to będziemy rozpaczać.
Wcześniej jakoś za kotami nie przepadałem, w dzieciństwie u mnie w domu było dużo kotów, ale jakoś na nie uwagi nie zwracałem.
Moja żona dopiero uwrażliwiła mnie na krzywdę wszystkich zwierząt.
Pomaga wszystkim, kotom, psom, kaczki karmimy czasami nad stawami, ptaszki przed domem.
Odkąd mieliśmy naszego kocurka znajdę Charliego od tamtej pory nie zamieniłbym kotka na żadne inne zwierzę. Był biedaczek tak zmarznięty i wygłodzony, tak nam się potem odwdzięczał, że trudno nie było go pokochać.
Jak to sie mówi kotek był naszym właścicielem nie my jego :)

suchy74

 
Posty: 212
Od: Wto sie 21, 2007 21:09
Lokalizacja: Lubawka

Post » Nie paź 14, 2007 18:56

Przykro mi z powodu śmierci koteczki :cry: [']

Myślę, że powinniście rozważyć przygarnięcie kolejnego kota, ale na niewychodzącego. Wypuszczanie kotów z domu skończyło się tragicznie dla Charliego i dla Lucky. Warto wyciągnąć wnioski...

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Nie paź 14, 2007 18:58

suchy74 pisze:chciałbym wziąć inna koteczkę, ale rodzice są trochę przeciwni, że jak znowu coś się stanie to będziemy rozpaczać.
Wcześniej jakoś za kotami nie przepadałem, w dzieciństwie u mnie w domu było dużo kotów, ale jakoś na nie uwagi nie zwracałem.
Moja żona dopiero uwrażliwiła mnie na krzywdę wszystkich zwierząt.
Pomaga wszystkim, kotom, psom, kaczki karmimy czasami nad stawami, ptaszki przed domem.
Odkąd mieliśmy naszego kocurka znajdę Charliego od tamtej pory nie zamieniłbym kotka na żadne inne zwierzę. Był biedaczek tak zmarznięty i wygłodzony, tak nam się potem odwdzięczał, że trudno nie było go pokochać.Jak to sie mówi kotek był naszym właścicielem nie my jego :)

Tak, będziecie rozpaczać, bo strasznie boli, kiedy odchodzi ukochane zwierzątko. Ale świadomość, że dało mu się życie w ciepłym, przyjaznym domu, szansę, której bez Was by nie miał.... To pomaga w bólu.

Bungo

 
Posty: 12069
Od: Pt lut 16, 2007 0:52
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie paź 14, 2007 19:01

Bungo pisze:
suchy74 pisze:chciałbym wziąć inna koteczkę, ale rodzice są trochę przeciwni, że jak znowu coś się stanie to będziemy rozpaczać.
Wcześniej jakoś za kotami nie przepadałem, w dzieciństwie u mnie w domu było dużo kotów, ale jakoś na nie uwagi nie zwracałem.
Moja żona dopiero uwrażliwiła mnie na krzywdę wszystkich zwierząt.
Pomaga wszystkim, kotom, psom, kaczki karmimy czasami nad stawami, ptaszki przed domem.
Odkąd mieliśmy naszego kocurka znajdę Charliego od tamtej pory nie zamieniłbym kotka na żadne inne zwierzę. Był biedaczek tak zmarznięty i wygłodzony, tak nam się potem odwdzięczał, że trudno nie było go pokochać.Jak to sie mówi kotek był naszym właścicielem nie my jego :)

Tak, będziecie rozpaczać, bo strasznie boli, kiedy odchodzi ukochane zwierzątko. Ale świadomość, że dało mu się życie w ciepłym, przyjaznym domu, szansę, której bez Was by nie miał.... To pomaga w bólu.


Lucky miała ciepły, kochający dom. Niepotrzebnie ją wzieliśmy

suchy74

 
Posty: 212
Od: Wto sie 21, 2007 21:09
Lokalizacja: Lubawka

Post » Nie paź 14, 2007 19:21

Jana pisze:Przykro mi z powodu śmierci koteczki :cry: [']

Myślę, że powinniście rozważyć przygarnięcie kolejnego kota, ale na niewychodzącego. Wypuszczanie kotów z domu skończyło się tragicznie dla Charliego i dla Lucky. Warto wyciągnąć wnioski...


Charlie jak go przygarneliśmy miał około 6 miesięcy. Na początku nie ruszał się poza ogródek, ale Leon rezydent jak to kot z kotem się nie lubiał i czasami przegonił Charliego po ogródku, więc ten myk za płot do sąsiada i tam się bawił. A jak już było w lato w nocy ciepło to nie chciał w ogóle spać
w domu z nami, tylko nad ranem przychodził. I którejś nocy poszedł za daleko i potrącił go samochód. Nie zabranialiśmy mu wychodzić na dwór, bo strasznie miauczał pod drzwiami i łapkami próbował klamkę naciskać.
A Lucky robiła identycznie, miauczała pod drzwiami żeby ją wypuścić. W poprzednim domku też brykała na podwórku. Nie spuszczaliśmy jej prawie z oka, miała swój rewir w ogródku i tylko tam chodziła. Nawet nie wiemy kiedy mogło się jej coś stać. Wieczorem w domu normalnie jadła, położyła się spać na fotelu swoim i nie kulała na łapkę. Rano mnie zaciekawiło, że nie wstała rano ze mną o 7.00 jak zawsze i nie miauczała przy drzwiach żeby ją wypuścić z pokoju. Ale zostawiłem ją, myślałem niech śpi biedaczka, brykała wczoraj pół dnia i w domu i na dworze, więc jest zmęczona. Dopiero o 9.00 przyszedłem na śniadanie a kotka spała dalej. Więc wziąłem ją postawiłem koło miseczek i wtedy zauważyłem, że kuleje na łapkę i nawet jeść nie chciała.

suchy74

 
Posty: 212
Od: Wto sie 21, 2007 21:09
Lokalizacja: Lubawka

Post » Nie paź 14, 2007 19:39

suchy74 pisze:
Bungo pisze:
suchy74 pisze:chciałbym wziąć inna koteczkę, ale rodzice są trochę przeciwni, że jak znowu coś się stanie to będziemy rozpaczać.
Wcześniej jakoś za kotami nie przepadałem, w dzieciństwie u mnie w domu było dużo kotów, ale jakoś na nie uwagi nie zwracałem.
Moja żona dopiero uwrażliwiła mnie na krzywdę wszystkich zwierząt.
Pomaga wszystkim, kotom, psom, kaczki karmimy czasami nad stawami, ptaszki przed domem.
Odkąd mieliśmy naszego kocurka znajdę Charliego od tamtej pory nie zamieniłbym kotka na żadne inne zwierzę. Był biedaczek tak zmarznięty i wygłodzony, tak nam się potem odwdzięczał, że trudno nie było go pokochać.Jak to sie mówi kotek był naszym właścicielem nie my jego :)

Tak, będziecie rozpaczać, bo strasznie boli, kiedy odchodzi ukochane zwierzątko. Ale świadomość, że dało mu się życie w ciepłym, przyjaznym domu, szansę, której bez Was by nie miał.... To pomaga w bólu.


Lucky miała ciepły, kochający dom. Niepotrzebnie ją wzieliśmy


Proszę Cię, nie opowiadaj głupstw...

Mam dopiero 13 lat, też nie mogę patrzeć na krzywdę zwierząt..
Nie byłam jeszcze w takiej sytuacji jak Wy (śmierć kota).

Potrzeba czasu, a kocioterapia wydaję mi się najlepszym rozwiązaniem..

W tej chwili mam u siebie dwie kotki (tymczasowo), znalazłam je 13 lipca (piątek) w reklamówce na śmietniku (miały wtedy 2-3 tyg.).. Są u mnie do tej pory. Nie mogłabym żyć, ze świadomością, iz im nie pomogłam..
Nie interesowało mnie wtedy zdanie rodziców (nie było ich przez ten czas w domu) - poprostu je zgarnęłam i wzięłam ze sobą..

http://teczowymost.atspace.com/

wejdźcie na tą stronę, może wam ulży..

Kociareczka

 
Posty: 3133
Od: Pon mar 13, 2006 12:44
Lokalizacja: Warszawa - Praga Północ

Post » Nie paź 14, 2007 20:39

suchy74 pisze:Lucky miała ciepły, kochający dom. Niepotrzebnie ją wzieliśmy.

Wieczorem w domu normalnie jadła, położyła się spać na fotelu swoim i nie kulała na łapkę. Rano mnie zaciekawiło, że nie wstała rano ze mną o 7.00 jak zawsze i nie miauczała przy drzwiach żeby ją wypuścić z pokoju. Ale zostawiłem ją, myślałem niech śpi biedaczka, brykała wczoraj pół dnia i w domu i na dworze, więc jest zmęczona. Dopiero o 9.00 przyszedłem na śniadanie a kotka spała dalej. Więc wziąłem ją postawiłem koło miseczek i wtedy zauważyłem, że kuleje na łapkę i nawet jeść nie chciała.


Skąd więc pewność, że to od upadku? Z tego co piszesz, kicia wcale nie musiała doznać urazu mechanicznego. Mnie to raczej wygląda na coś związanego z układem nerwowym. Choroba mogła się rozwijać w stanie ukrytym przez cały ten czas.

Szkoda, że nie było sekcji, obecne rozważania nic nie dadzą.

Usagi_pl

 
Posty: 1469
Od: Śro wrz 05, 2007 9:18
Lokalizacja: Szczecin

Post » Nie paź 14, 2007 21:38

suchy74 pisze:chciałbym wziąć inna koteczkę, ale rodzice są trochę przeciwni, że jak znowu coś się stanie to będziemy rozpaczać.


jeżeli to jest jedyny argument to, za całym szacunkiem dla rodziców, ale chyba nie do końca trafny. Przecież koty żyją tak czy inaczej krócej niż ludzie więc kiedyś i tak trzeba pożegnać się będzie ze swoim pupilem. I taka śmierć boli tak samo.

Tweety

 
Posty: 19821
Od: Nie mar 05, 2006 2:12
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie paź 14, 2007 21:55

Nie chcę się mądrzyć, ale to Wasze życie i Wasze decyzje. Nie rodziców. I to Wy musicie podjąć decyzję, czy jesteście gotowi ponownie zaryzykować, bo to dotyczy tylko Was.
Porozmawiaj z żoną, może to dla niej za wcześnie. Może warto poczekać do przeprowadzki. W takich sprawach nie warto się spieszyć, lepiej czasem dać szansę nowemu kotu, żeby to on znalazł Was.

Usagi_pl

 
Posty: 1469
Od: Śro wrz 05, 2007 9:18
Lokalizacja: Szczecin

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 78 gości