Witam!!!Jestem tak jak obiecałem Dziękuję przed wszystkim YBENNI za miłe słowa.Pozdrawiam Panią Kot oraz Marcelibu no i innych czytających....
Ps.Wszystkie zdjęcia zrobione może spróbujemy z tym bazarkiem.
Jak się powiedział A to trzeba powiedzieć B.
Rozdział X[*]X...Ostatnia wspólna podróż w nieznane.
Podjechałem przed godziną 14 pod lecznicę aby odebrać mojego zmarłego dzikuska i jego nieco oswojoną matkę.PO uzgodnieniu wszystkich szczegółów w kwestii finansów została poproszona jedna z pracownic wet o wydanie mi kota kotka była owinięta w pieluchę i widać było że była ona okropnie wystraszona(trzasła się)wiozłem ją aby zanieść do samochodu z myślą która mi nie dawała spokoju jak wyglądać będzie dzikusek po śmierci...Cóż...Wchodząc do lecznicy zapytano mnie o co chodzi ja również zdziwiony odpowiedziałem że przyszedłem po ciało swojego martwego kota(dziwne bo w rozmowie telefonicznej zaraz po zgonie zostałem zapytany co z zrobić z ciałem)Wyniesiono mi czarny worek którego to zimno przyprawiło mnie o dreszcze a łzy napłynęły do oczu niewiele myśląc odwróciłem się na pięcie i poszedłem w stronę swojego samochodu...Otworzyłem bagażnik i do przygotowanego wcześniej pudełka włożyłem zwłoki mojego przyjaciela cierpiąc przy tym okropnie.Kiedy przymknąłem już klapę bagażnika zauważyłem że drzwi od strony kierowcy są uchylone!!!Cholera!Pomyślałem tego jeszcze brakowało!Niestety stało się Kotki już nie było.Teren w pobliżu lecznicy wygląda tak Jak sami widzicie na zdjęciach Google jest parking ale w tamten dzień samochodów było komplet zaglądam więc pod każdy ale nic...Zaglądam tak zaglądam no i jest!!!Pomyślałem jeszcze nic straconego zadzwonię do wujka że przyjadę po niego bo sam ją nie złapię no ale cóż akurat wuj był po piwie i powiedział że nie ma co-Niech zostanie itd powiedziałem tylko tyle czy ty nie masz sumienia?Rozłączyłem się...Więc myślę cóż spróbuję sam zacząłem wołać ci ci ci bo imienia nie ma ale niestety nic z tego tylko jeszcze gorzej zaczęła przemieszczać się pod samochodami na jednym zdjęciu widzicie taką jak by bramę zakratowaną
https://www.dropbox.com/sc/q4iuzdhx403ce9t/XVxKmTVqil udało jej się tam dotrzeć i przejść na około i znowu pod ostatni samochód się schowała myślę spróbuje jeszcze raz ale będzie to ostateczność leżąc pod samochodem zdołałem tylko ją chwycić za ogon ale niestety skończyło to się ugryzieniem i podrapaniem ręki ludzie którzy przechodzili przystawali patrząc się jak na idiotę-miałem dosyć!I tyle ją widziałem to znaczy jak pobiegła w dół doliny w stronę mostu są tam zarośla...
https://www.dropbox.com/sc/nfb02oqdszjt99o/6BDz4omdPZ Delikatnie mówiąc zdenerwowany pomyślałem to leć zostaniesz tutaj na zawsze!Dziękuję ci że w takiej chwili jeszcze Ty mi wbijasz igłę w serce...
Zdjąłem brudna kurtkę odsapnęłam chwilę w samochodzie i odjechałem kierując się w miejsce w o którym pisałem wcześniej oczywiście zabrałem wcześniej wszystko to co było potrzebne że by godnie pożegnać swojego kotka tylko tyle mogłem zrobi już w tamtej chwili zrobić...
Po wszystkim...Po jechałem do domu wziąłem leki żeby się uspokoić i nie mogąc sobie znaleźć konkretnego zajęcia (nie wliczając w to szukania może i zaczepki na forum)zrobiło się ciemno...
Około godziny 21 przeklinając siebie w myślach pomyślałem może pojadę spróbuję raz jeszcze-Czułem że ona gdzieś być może jest w pobliżu(ale ile już czasu przecież minęło ludzie z psami obce i całkiem odmienne środowisko samochody itd-chyba marne szanse)jeszcze raz tam podjadę!!!Zabrałem ze sobą kawałek mięska podjechałem na parking no i się rozglądam...Nic jak kamień w wodę!Zerknę jeszcze bliżej doliny w okolice tych zarośli wołam a tu niestety tylko echo odpowiada CISZA!!!Rozglądam się i patrzę coś jest jak by coś na drzewie...To ona!!!Krzyknąłem w myślach nie wierząc do końca w to co widzę.Drzewo już nie pamiętam jakie to mogło być dość wysokie nie za dużo gałązek na nim i ona wpięta na tym drzewie pazurami podtrzymując się łapką na cieniutkiej gałązce siedzi.Na początku jak by próbowała zejść myślałem że zejdzie ale nic z tego może nie potrafi teraz zejść???Co robić???Nic nie będę próbował wejść na drzewo bo jeszcze albo spadnie albo zeskoczy i krzywdę sobie zrobi.Dzwonię do wujka raz jeszcze ok dzięki Bogu odebrał mówię że jest że siedzi na drzewie i to już może być ostatnia szansa żeby ją z stąd zabrać.Ok wuj powiedział to przyjeżdżaj.
Na szczęście do niego będzie jakieś ok 5 km mieszka w okolicy zalewu zembrzyckiego więc gaz w podłogę i jadę..Chciałbym w tym miejscu trochę przedstawić i nieco rozgrzeszyć mojego wuja żebyście nie myśleli że to jakiś jest potwór on porostu ma już taką naturę jest trochę może chutliwy wycofany ze społeczeństwa może się porostu wstydził że ludzi będą patrzeć że kota gania po parkingu;)W każdym bądź razie dzwonię gdzie jesteś a on że w zajeździe(bar) i zaraz wychodzi ja na to kur...de;) kot przecież nie będzie na ciebie czekał(musiał łyknąć na odwagę).
Dobra dojechaliśmy myślę abyś jeszcze tam tylko siedział proszę nie chcę stracić drugiego nie mogę dopuścić do tego bu w tym przypadku mam na to teraz jakiś wpływ!!!Niestety widzę z daleka że na drzewie już jej nie ma mówię idź w tam tym kierunku sam i jakoś ją wołaj ja tu zostanę.Wujek poszedł i woła-Kot kot ci ci ci ci ci.....Nagle! Widzę że za nim coś idzie po cichu mówię jest za tobą on się schylił ale na początku odskoczyła no ale powoli powoli i nabrała większego zaufania no i poznała go w końcu>Nie nie minęła chwila a była już za jego pazuchą;)Ucieszyłam się w tym momencie niezmiernie i mi baaardzo ulżyło uradowało mnie to bardzo mimo tak ciężkiego dnia...Już po przyjeździe kotka dostała jeść ale nie chciała tylko bardzo dużo mleka wypiła i poszła spać na strych udało mi się zrobić kilka zdjęć dla was.
https://www.dropbox.com/s/4ecwrii2kt4g8kn/mama1.jpg https://www.dropbox.com/s/8nwy92isltlimjl/MAMA.jpgAha jedna rzecz mnie zastanawia to że kotka nie ma śladu po wkłuciu...Dokładnie obejrzałem jej łapki nie znam się ale mój dzikusek miał wygoloną sierść przed wkłuciem...
Czy na pewno zrobili wszystko???Czy może trzeba było spróbować zrobić tę transfuzję jak kociak się lepiej czuł a był taki okres???
Te pytania może zostaną bez odpowiedzi i już nic nie wróci jego życia ale nie dają mi teraz spokoju i chciałbym znać prawdę.Zresztą powiedziano mi że oni mi poszli na rękę bo nie policzyli nic za transfuzję...