» Sob lis 30, 2013 18:44
Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...
Bardzo chciałam podziękować Wam wszystkim za wsparcie. Bardzo dziękuję tym, którzy nam kibicowali i tym, którzy zatrzymali się na chwilę nad śmiercią Jaśminki. Jestem Wam bardzo wdzięczna.
W tych ostatnich tragicznych dniach forum bardzo mi pomogło. Ciężko podzielić mi się moją rozpaczą z ludźmi, którzy mają inne podejście do zwierząt. Nie chcę innym niczego tłumaczyć i wyjaśniać, nie mam na to sił i ochoty. Tu wiem, że wszyscy mnie zrozumieją. Moim oparciem jest mój mąż, który też bardzo przeżył śmierć Jaśminki, był z nią do końca i zachował się fantastycznie (ja musiałam wyjść w momencie, gdy się z nią pożegnałam i zaczął się cały proces eutanazyjny, ponieważ moje zachowanie i stan uniemożliwiał prace lekarzowi)
Jestem właścicielem jeszcze 3 kotków, wszystkie mają smutną historię - Elvisek jest niewidomym kotkiem, którego dręczyły dzieci na osiedlu i wylądował w schronisku (wzięliśmy go ze schroniska, bo był bez większych szans na adopcję); Arturek ma zwłóknienie płuc, jedną nóżkę krótszą po ciężkim wypadku, nie widzi na jedno oczko, nie ma zębów -w takim stanie wzięliśmy go ze schroniska, po tym, gdy ludzie razem z meblami wynieśli go na śmietnik po śmierci właścicielki. Ale radzi sobie dobrze, żyje na przekór losowi i bardzo chce żyć, jest niesamowicie pogodnym i energicznym jak na swój wiek (to kotek-senior). Leluś, ostatni kotek, pojawił się pod naszymi drzwiami tak po prostu, głodny, chudy i zdesperowany, myślę, że ktoś okrutnie się go pozbył. Do tego była Jaśminka - zawsze najzdrowsza, najsilniejsza, bardzo kochana, łagodna, przecudowna kicia.
Dawno temu założyłam sobie, że będę tworzyć dom dla kotków biednych i niechcianych, dla takich, których nikt nie chce, które mają małą szansę na adopcję. Od dłuższego czasu mój dom jest zawsze "kotowaty", a mój mąż podziela moją miłość do zwierząt, chociaż jego podejście jest znacznie mniej emocjonalne.
Śmierć Jaśminki nie była pierwszym moim rozstaniem ze zwierzęciem, do tej pory takich rozstań miałam trzy. Jednak śmierć mojej królewny jest wyjątkowa i nie wiem, czy kiedykolwiek się z tego otrząsnę. Kocham moją kocią bandę, ale żadne z nich nie jest w stanie zastąpić mi Jaśminki, wyjątkowej, cudownej koteczki, która od samego początku upatrzyła mnie sobie jako "tego człowieka" i kochała całym swoim kocim serduszkiem. Przeżyłam z moją najdroższą kicią przełomy w swoim życiu, ponad 6 cudownych lat - obronę pracy doktorskiej, ślub, dostanie wymarzonej pracy, była ze mną gdy płakałam i gdy bardzo się cieszyłam. Jaśminka zawsze przy mnie siadała, głośno mruczała na moich kolanach, ocierała się łebkiem, wtulała w moje ręce, zawsze do mnie wieczorem przychodziła, spała obok mnie na poduszce; potwornie tęskniła, gdy wyjechałam na miesiąc do Japonii, nic nie jadła, nie piła, chowała się przed światem, prawie umarła z tęsknoty za mną. Była obecna zawsze przy mnie, była najwierniejszym moim przyjacielem. Wiem, że tak zwierzę potrafi kochać tylko raz.
Zawsze zastanawiałam się jak przeżyję jej śmierć, myślałam sobie, że to jakaś abstrakcja. Niestety ten dzień przyszedł dziś. Musiałam posprzątać jej leki, ukochany kocyk, miskę, za moment idę sprzątnąć i schować jej kuwetę. Od rana żyję jak w transie, nie pamiętam z nic z dnia dzisiejszego. Czuję się wypalona i pusta, wszystko mnie boli i dosłownie i w przenośni. Nie radzę sobie kompletnie. Gdy dziś oddano mi jej ciałko w pudełku, patrzyłam na to pudełeczko tępym wzrokiem i myślałam sobie: "ona zaraz się obudzi, zacznie skrobać w to pudełko!". Gdy mój mąż kopał dla niej grobek, patrzyłam na to i myślałam, że śnię, że to jakiś obłęd, głaskałam jej martwe ciałko, patrzyłam na to szare bezwładne futerko, na jej cudny ogonek i tylko jedna myśl mi się tłukła po głowie - BOŻE SPRAW, ŻEBY TO NIE BYŁA PRAWDA!!!!!
Nie wiem, czy mogłam coś dla niej jeszcze zrobić. Wiem, że nie zdecydowałabym się w życiu na eutanazję, gdyby nie fakt, że przyszedł zator, paraliż kończyn i ona potwornie cierpiała. W życiu nie słyszałam, żeby tak rozpaczliwie wyła. Nie mogę sobie wybaczyć, że pozwoliłam jej spać na dole (mamy piętrowy dom), podczas gdy ja spałam na górze. Ona po prostu chciała tam leżeć, to było jej ukochane od jakiegoś czasu miejsce, nie chciałam jej zabierać do siebie na górę. Byłam ją przytulić, wycałować wczoraj późno w nocy, około 2, i wszystko było OK. Mruczała, cała zadowolona, sporo zjadła, widziałam, że czuje się lepiej. Byłam pewna, że zaczęły działać leki od dr Niziołka, po raz pierwszy poczułam nadzieję. Nie wiem, o której godzinie Jaśminka poczuła się gorzej, nie wiem jak długo przeleżała w bólu i nigdy się tego nie dowiem, nie wiem, jak długo cierpiała. gdy zeszłam do niej dziś około 9.00 to wiedziałam, że to koniec. Ledwo oddychała.
Wyrzucam sobie wiele rzeczy, obarczam winą, a obrazy cierpiącej Jaśminki to poczucie winy wyostrzają - kici powłóczącej tylnymi nóżkami, szukającej rozpaczliwie pomocy, duszącej się, wyjącej potwornie z bólu. Jezu, nie jestem w stanie o tym zapomnieć, musiałabym się chyba zaćpać lub zapić na śmierć, żeby przestało mnie to prześladować.
Nie chce mi się żyć.
_________________________________________________________________________
Kiedy odchodzi zwierzę, które było szczególnie bliskie komuś, kto pozostał po tej stronie, udaje się na Tęczowy Most. Są tam łąki i wzgórza, na których wszyscy nasi mali przyjaciele mogą bawić się i biegać razem. Mają tam dostatek jedzenia, wody i słońca; jest im ciepło i przytulnie.
Wszystkie zwierzęta, które były chore i stare powracają w czasy młodości i zdrowia; te które były ranne lub okaleczone są znów całe i silne, takie, jakimi je pamiętamy marząc o czasach i dniach, które przeminęły. Zwierzęta są szczęśliwe i zadowolone, z jednym małym wyjątkiem: każde z nich tęskni do tej jedynej, wyjątkowej osoby, która pozostała po tamtej stronie.
Biegają i bawią się razem, lecz przychodzi taki dzień, gdy jedno z nich nagle zatrzymuje się i spogląda w dal. Jego lśniące oczy są skupione, jego spragnione ciało drży. Nagle opuszcza grupę, pędząc ponad zieloną trawą, a jego nogi poruszają się wciąż prędzej i prędzej.
To ty zostałeś dostrzeżony, a kiedy ty i twój najlepszy przyjaciel wreszcie się spotykacie, obejmujecie się w radosnym połączeniu, by nigdy już się nie rozłączyć. Deszcz szczęśliwych pocałunków pada na twoją twarz, twoje ręce znów pieszczą ukochany łeb; patrzysz znów w ufne oczy swego przyjaciela, który na tak długo opuścił twe życie, ale nigdy nie opuścił twego serca.
A potem przekraczacie Tęczowy Most - już razem..."
____________________________________________________________________________
"Czy dotarłeś bezpiecznie, kochany,
po drabinie z bielutkich obłoków
do tęczowej, świetlistej bramy?
...Uchylona, choć nie słychać Twych kroków.
Wsuń łapeczkę w szparę - w tę niebieską,
teraz główkę; widzisz most? – piękny pewnie!
Nie bój się, podążaj jak ścieżką,
drugi brzeg to Twój dom, choć beze mnie.
No a ja, chociaż serce mi pęka,
myślę tutaj o Tobie z uśmiechem,
przecież wiem, kto na Ciebie tam czeka.
Znam ich, wiedzą że idziesz.
Już lepiej?
Bądź szczęśliwy w tęczowej krainie,
ja swą miłość Ci czasem podeślę,
- zbieraj ją, gdy do Ciebie dopłynie,
ale czasem odwiedź, choć we śnie"
"Ludzi można z grubsza podzielić na dwie kategorie: miłośników kotów i osoby poszkodowane przez los." /Wilde/