megan72 pisze:Podawanie mu w twej chwili leków dopyszcznie mija się z celem.
Oprócz p/wymiotnego powinien dostać lek zobojętniający kwas żołądkowy. Wydostająca się przez rozszczelniony uchodzącymi z pęcherzyka żółciowego złogami zwieracz żółć wzmaga wydzielanie kwasu żołądkowego - na pewno ma uszkodzoną śluzówkę dwunastnicy i żołądka. Wrzucenie czegokolwiek na taką ranę powoduje od razu wymioty. Koniecznie poproście o solvertyl (w zastrzyku) lub inny lek o takim działaniu. Oprócz niego p/wymiotny. Jeśli dotychczas podawany nie działa - spróbujcie zmienić. I jeśli kot od kilku dni nic nie przyswoił - bo wymiotował, upomnijcie się o aminokwasy, nawet do podania podskórnie.
I jeszcze raz powtórzę: Zentonil przy tak dużej niewydolności wątroby to jak leczenie obustronnego zapalenia płuc małą dawką witaminy C. Koniecznie zdobądźcie Ornipural!
Po ok. 2 dobach solvertylu zacznijcie mu podawać delikatne jedzenie: często w małych porcjach (np. Gerberki z samego kurczaka czy indyka).
Dzięki za tego posta. Wydrukuję go sobie i jutro będę się pytać o leki, które podałaś.
Dodam, że po badaniu USG okazało się, że wątroba nie jest tak bardzo zniszczona jak się wydawało (przynajmniej ja tak zrozumiałam z tego co mówiła wetka). Problem jest z tym pęcherzykiem, który jest powiększony oraz z kanalikami (również powiększonymi). W nerkach nie ma kamieni, badanie moczu też wyszło w miarę ok jak na kota tak chorego (bez kryształków), ale nerki są powiększone. Wetka wspomniała również o bakteriach w otrzewnej. Od razu zapytałam się, po takiej informacji, czy jest duże prawdopodobieństwo, że to FIP. Wetka odpowiedziała, że małe, objawy o tym nie świadczą, podobnie nie świadczą o białaczce.
Naprawdę Staszek nie ma czasu na bawienie się tygodniami w nieskuteczne leczenie. Nigdy nie ma gwarancji, że schemat zaproponowany przez weta zadziała, jakby się chciało. Ale jeśli nie działa, to trzeba coś zmienić, tym bardziej, że tu jest trochę możliwości do wykorzystania. Nie zmieniając nic kot Wam się wykończy.
Zasugeruję zmianę dotyczącą kuracji przeciwymiotnej, bo ewidentnie nie działa, ale również nie mam gwarancji, że schemat działania zaproponowany przez osobę z internetu będzie skuteczny. Co więcej nie mam pewności czy właśnie zmiana nie wykończy mi kota... Zakładam, że weci nie chcą mi zabić Staszka, czy pogorszyć stanu jego zdrowia (tak, zdaję sobie sprawę z tego, że w tym zawodzie są niedouczeni, psychopaci, którzy chcą wyciągnąć tylko kasę, ale na razie nic nie wzbudziło we mnie podejrzeń).
Nie będę twierdzić, że mam kompetencje w kwestii leczenia zwierząt, teraz co mogę zrobić to rzucać im jutro nazwy tych leków, które mi podaliście, o których nie mam pojęcia, i liczyć, że ich to zainspiruje. Poruszam się jak dziecko we mgle i zdaję sobie z tego sprawę niestety

Z naszą wiedzą na temat weterynarii uważam, że robimy wszystko co możliwe, a nawet więcej niż większość ludzi by zrobiła (6 zastrzyków podawanych codziennie przez nie-wiadomo-ile, koszt leczenia ponad 1000zł od 3 tygodni, codziennie przynajmniej 3h poświęcane na leczenie Staszka).