Mia bez zmian. Nadal siedzi w kącie styropianowego pudła, prycha i syczy na wszystkich.
Jutro planuję zabrać Mię ze schroniska. Na razie posiedzi w lecznicy (skoro mam pożyczoną klatkę, to jeszcze ją wykorzystam).
Jak ją lepiej poznamy, a ona lepiej pozna człowieka, zaczniemy poszukiwania domu.
Mam nadzieję, że w miarę szybko będzie można coś o niej napisać i jakiś domek znaleźć. Taki, który zaakceptuje ją taką jaką jest i zrobi wszystko, żeby nauczyła się żyć z człowiekiem... albo chociaż obok. Nie każdy wszak "potrzebuje" kota łatwego, miłego i przystulastego, więc i Mia ma szansę. Tak sobie myślę. A co.
