Padme pisze:Wojtek pisze: 3.
Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że nikt nie będzie już szermował argumentem "kot rasowy zawsze ma rodowód".
Oczywiście, że
zawsze ma. Kwestia lokalizacji (u hodowcy, u właściciela czy w depozycie) jest sprawą wtórną.
Dla mnie sprawa lokalizacji nie jest sprawą wtórną.
Też już o tym pisałem. Gdy rodowód nie jest "przy kocie", to nie mam żadnej możliwości udowodnienia (komukolwiek), że mam kota rasowego.
Czy z każdą osobą odwiedzającą mnie, mam jeździć do hodowcy i prosić o pokazanie rodowodu?
Bo posiadanie kserokopii lub wycinanki jest równoważne z posiadaniem ubiegłorocznej gazety.
-----------------------------
agal pisze:Patrząc z perspektywy, nie wolałbyś kupic kota taniej (z zastrzeżeniami w umowie) i otrzymać od hodowcy oryginał rodowodu po kastracji kotki?
Być może. Argumenty finansowe zawsze moją dużą siłę przekonywania

Zauważ tylko, że cały czas zwracam uwagę na dwulicowość osób, ktore tłumaczą nowym członkom Forum dlaczego kota rasowego kupuje się w hodowli, a nie bazarze.
Zawsze w takich wątkach pojawia się argument: "u hodowcy dostaniesz rodowód, a to jest jedyny dokument potwierdzający rasę".
Nigdy nie zwrócono takiej osobie uwagi, że tego rodowodu może jednak nie otrzymać
-----------------------------
agal pisze:I rzeczywiście każdy rasowy kot otrzymuje rodowód i nawet jeśli ten rodowód jest w depozycie u hodowcy (może być gdziekolwiek - w depozycie w banku, w kociem związku, czy u męża zaufania, jeśli sobie zyczysz) to jest przynależny temu a nie innemu kotu.
Patrz odpowiedź na post Padme (troszkę wyżej, w tym samym poście).
-----------------------------
Padme pisze:A ja się będę upierać, że najlepszy byłby rodowód "skasowany" tj. z napisem NIE DO ROZMNAŻANIA.
I z tym zgadzam się całkowicie

-----------------------------
agal pisze:Był taki pomysł, tylko co zrobić z takim kotem, jak np. Hacker megi. Był sprzedawany, jako kot nakolankowy, a wyrósł z niego super gościu. I jeśli
Megi jednak zdecydowałaby się na hodowlę, to musiałby taki rodowód wymienić.
Przecież hodowcy wydający "wycinanki" sami sobie stwarzają ten problem.
Jeśli nabywca zmieni zdanie, to hodowca musi w Związku wymienić makulaturę na prawdziwy rodowód.
Więc jaka to różnica: wymienia dziurawy papier, czy wymienia rodowód z nadrukiem?
Przy okazji: czy organizacje hodowlane zezwalają na niszczenie rodowodów (wycinanie numerów)?
--------------------------------------------
agal pisze:Lub odwrotnie - kupujemy kota klasy wystawowej do towarzystwa, hodowca sprzedaje nam tego kota taniej, rodowód zostawia u siebie.
A nabywca zamiast "rsowca" ma "podwórkowca", bo nikomu nie będzie w stanie udowodnić, że to kot rasowy.
--------------------------------------------------------
Wszyscy już się powtarzamy
Chyba nie wymyślimy niczego nowego.
Ja widzę trzy rozwiązania, które mógłbym zaakceptować.
1. Najlepsze
Kupuję kota z oryginałem rodowodu, a na rodowodzie wielki stempel - nie rozmnażać, nie wystawiać.
2. Też niezłe i można połączyć z pierwszym
Zawrzeć w umowie punkt zobowiązujący nabywcę do kastracji kota w określonym czasie. Obwarować ten punkt groźbą odebrania kota, jeśli nie zostanie on wykastrowany. Podkreślić, że będzie to egzekwowane na drodze sądowej.
3. Najgorsze ze względu na kota
Sprzedawać kota wykastrowanego.
Amen
